Dlaczego chrześcijańska prawica nie jest rozwiązaniem?
W obliczu rozkładowego oddziaływania na ludy Eurazji liberalnej toksyny ideologicznej, stajemy dziś wobec wyzwania odnalezienia na nią antidotum. Chrześcijaństwo nie wydaje się zdolne do stania się alternatywą dla liberalizmu, ponieważ dzieli z nim kluczowe wyobrażenia antropologiczne i socjologiczne. „Wartości” takie jak metafizyczna odrębność jednostki, ontologiczna równość ludzi, równość płci, ideał „wiecznego pokoju”, humanitaryzm, eliminacja przemocy, agresji, śmierci, cierpienia, pracy uznawane są na równi przez chrześcijan, liberałów i lewicowców.
Odrzucenie ksenofobii
Sprawia to, że chrześcijańska prawica znajduje się wobec liberałów zawsze na przegranej filozoficznie pozycji. Konserwatyści przekonują bowiem jedynie, że wartościom liberalnym należy hołdować z uwzględnieniem ograniczeń nakładanych na człowieka w świecie „doczesnym” (rzekomo „upadłym” przez zbrukanie się przez człowieka „grzechem pierworodnym”), tak więc urzeczywistniać je w stopniu ograniczonym i działać na ich rzecz w sposób umiarkowany. Radykał może zawsze zarzucić w odpowiedzi chrześcijaninowi i konserwatyście, że nie jest on szczerym zwolennikiem idei do których nominalnie się przyznaje, szantażując go w ten sposób moralnie.
Według tego schematu przebiegł w gruncie rzeczy stopniowy rozkład zachodniego Logosu. Wywrotowe początkowo społecznie chrześcijaństwo wypchnęło ostatecznie swoje egalitarne, indywidualistyczne i pacyfistyczne ideały w zaświaty, pozwalając swoim wyznawcom żyć w świecie realnym z grubsza zgodnie z jego prawami. Tym, którzy chcieli już-tu-i-teraz urzeczywistniać ideał niebiański stworzono zaś taką możliwość w zamkniętych i odizolowanych od otoczenia zakonach.
Szybko jednak pojawili się dociekliwi (nieprzypadkowo rekrutujący się przeważnie spośród zakonników), pytający dlaczego misyjnego chrześcijańskiego ideału wyzwolenia i zrównania wszystkich nie rozszerzyć już w świecie „doczesnym” na całe społeczeństwo. Na Wschodzie doprowadziło do konfliktu syryjskich zakonów z Cesarstwem i ostatecznie poparcia przez zbuntowanych religijnie i politycznie zakonników islamu który wydawał im się bardziej egalitarny niż zwalczający ich bizantyjscy basileusowie. Na Zachodzie podobne dążenia przybrały postać literackich (Morus, Campanella) i politycznych (Guarani w Ameryce Południowej, Huroni w Ameryce Północnej) utopii oraz tendencji fundamentalistycznych (Florencja Savonaroli, komuna monasterska i cała Reformacja).
Wraz z przezwyciężaniem na Zachodzie myślenia religijnego przez scjentyzm i materializm, ruchy domagające się urzeczywistnienia chrześcijańskich ideałów dla wszystkich i już-tu-i-teraz zrzuciły „religijnego garba”, przeistaczając się w świeckie ideologie liberalizmu i jego mniej udanych lewicowych odprysków z marksizmem na czele. Wszystkie te ruchy różniąc się od chrześcijaństwa i ufundowanego na nim konserwatyzmu nie fundamentem w zakresie filozofii społecznej i antropologii lecz stopniem radykalizmu, poprzez opisany wyżej mechanizm ideowego i moralnego szantażu wobec nich, przesuwały stopniowo punkt politycznego konsensu w stronę coraz bardziej liberalną: w stronę indywidualizmu, egalitaryzmu i „otwarcia” wspólnoty na zewnątrz.
Paradoks chrześcijańskiej prawicy widać świetnie na przykładzie skądinąd wewnętrznie sprzecznego i przez to pozbawionego sensu pojęcia „narodowego katolicyzmu”. Przedstawiciele tego nurtu sprzeciwiają się na przykład imigracji, w tym celu jednak odwołują się do nacjonalizmu a nie do katolicyzmu który z definicji jest uniwersalistyczny. W zmaganiu z postulującym społeczną atomizację i pełną otwartość wspólnoty liberalizmem, narodowi katolicy muszą zatem oprzeć się na nacjonalizmie a nie na katolicyzmie.
Są w tym jednak dodatkowo przez katolicyzm ograniczani, będąc zmuszonymi odrzucić etniczność i mogąc oprzeć się co najwyżej na „historyczno-kulturowej” koncepcji wspólnoty, niewiele w gruncie rzeczy różniącej się od „obywatelsko-konstytucyjnego”jej rozumienia (w jednym i drugim uzależnia się „adopcję” do narodu od przyjęcia pewnego światopoglądu – zazwyczaj zabarwionego chrześcijańsko w pierwszym przypadku a liberalnie w drugim przypadku).
W ostatnim czasie już nie tylko świeccy liberałowie (umiarkowani) i lewica (liberalni radykałowie) ale nawet kler katolicki stosuje wobec narodowych katolików opisany przeze mnie wyżej mechanizm moralnego szantażu, odmawiając takim podmiotom politycznym jak Alternatywa dla Niemiec czy Konfederacja Korony Polskiej prawa do powoływania się na katolicyzm. Dochodzi więc do paradoksalnej sytuacji, gdy „walczący katolicy” i chrześcijańscy konserwatyści przeciwstawiają się liberalnemu „otwarciu” społeczeństwa, tymczasem autorytety instytucjonalne ich własnych religii (w Anglii, Szwecji, Polsce, Niemczech itd.) wzywają do otwarcia granic i jeszcze chętniejszego przyjmowania imigrantów.
Odrzucenie wspólnoty
Rewersem problematycznej w świetle chrześcijaństwa ksenofobii są instytucje społeczne gwarantujące wewnętrzną sprężystość danego ludu: jego reprodukcję biologiczną i transmisję kulturową. Instytucjami tymi są klan, etnos, kult przodków i rodzina, również jednak dla ich zabezpieczenia chrześcijaństwo jest dość wątpliwym punktem oparcia. Zacznijmy od przykładu samego Jezusa, który porzucił swoją rodzinę i ziemię rodzinną, co w szczepowym i patriarchalnym społeczeństwie hebrajskim stało się powodem zgorszenia (Mk 3, 20-23, 31-35). Do podążających za nim Jezus mówi „Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści ojca swego i matki, żony, dzieci, braci i sióstr, a nadto i życia swego, nie może być uczniem moim” (Łk 14, 26). W innym miejscu Jezus naucza „Przyszedłem bowiem rozłączyć syna z ojcem jego i córkę z matką jej i synową ze świekrą jej: i będą nieprzyjaciółmi człowieka domownicy jego” (Mt 10, 35-36). Mamy wreszcie słynne słowa z Listu św. Pawła do Galatów ( Ga 3, 28), wykładające że po chrzcie w Chrystusie nie obowiązuje tradycyjna kultura danego ludu i „Nie masz Żyda ani Greka, nie masz niewolnika ani wolnego, nie masz mężczyzny ani niewiasty”1, zanegowane zostają zatem etnos, autorytet, rodzina i płeć.
Nauczanie zawarte w Biblii znalazło również wyraz w praktyce misyjnej Kościoła katolickiego, czego najbardziej spektakularnym przykładem był XVII-wieczny spór o ryty chińskie. Rozgrywał się on wokół próby akomodacji przez jezuickich misjonarzy kultu przodków do katolickiego rytu dla Chińczyków. Spór rozstrzygnął ostatecznie papież Klemens XI (1700-1721) potępiając w bulli „Ex illa die”(1715) kult przodków jako pogański i zakazując katolikom praktykowania go, co poskutkowało załamaniem się katolickich misji w imperium Quingów.
Taki obrót wypadków uchronił najprawdopodobniej chiński Logos od zatrucia toksyną indywidualizmu. Chińskie społeczeństwo miało charakter klanowy – w odróżnieniu na przykład od japońskiego gdzie społeczeństwo ma raczej strukturę rodową a zależności ogniskują się wokół własności ziemi a nie więzów genealogicznych. W odróżnieniu od społeczeństwa japońskiego gdzie kult przodków jest relatywnie słaby a pamięć przeszłych pokoleń sięga co najwyżej pradziadków, chińskie klany liczyły dziesiątki tysięcy członków, dysponowały własną ziemią, świątyniami, skarbcami z których łożyły na awans najbardziej perspektywicznych potomków, czciły własnych bogów a nawet miały własne hermetyczne języki i kroniki notujące ważne fakty z ich dziejów. Kult przodków był ogniskową klanów, dualizm zaś terytorialnych klanów (taoizm) i zdeterytorializowanej mandaryńskiej biurokracji (konfucjanizm) tworzył aż do rewolucji kulturalnej Mao dynamiczną równowagę chińskiego Logosu.
Rozkład klanów w warunkach chrystianizacji byłby zatem równoznaczny z rozkładem chińskiego Logosu (jego zniszczenia dokonali dopiero w drugiej połowie XX wieku komunistyczni fanatycy Mao Tse-tunga), następstwem zaś tego byłaby dezorganizacja i upadek Chin. Analogiczny proces na podobną skalę miał miejsce w Imperium Rzymskim, gdzie chrześcijanie zdelegitymizowali bogów, cesarzy, obywatelską Virtus, hierarchię społeczną i patriarchat, powodując rozkład Logosu rzymskiego a następnie dezorganizację i upadek Imperium Rzymskiego. Proces ten powtórzył się w odniesieniu do Imperium restytuowanego w Średniowieczu a na mniejszą skalę wśród ludów które uległy chrystianizacji (skrajny jest przypadek Huronów – chrystianizacja oznaczała rozkład ich struktury szczepowej i delegitymizację etosu wojownika czyli rozkład ich Logosu, w efekcie czego żyjące w kierowanych przez zakonników osadach zdegenerowane moralnie resztki tego ludu zostały starte z powierzchni ziemi przez irokeskich najeźdźców – analogia z dzisiejszą zalewaną przez imigrantów Europą jest aż nadto oczywista).
Odrzucenie męskości
Przykład Irokezów doprowadza nas do ostatniego punktu tego wywodu, to jest relacji chrześcijaństwa do ideału heroicznego. Jankeski antropolog Joseph Campbell (1904-1987) w swoim fundamentalnym dziele „Bohater o tysiącu twarzy” (1949) dokonał rekonstrukcji nazwanego przez siebie „monomitem” archetypu inicjacji doświadczanej poprzez podjęcie bohaterskiego wyzwania. Mężczyzna, by osiągnąć wyższy poziom świadomości, musi podjąć bohaterskie wyzwanie i zwyciężyć w zmaganiach z nieznanymi mu wcześniej przeciwnościami. Eposy wszystkich ludów świata odtwarzają ten sam schemat wyzwania-prób-nagrody, bohaterowie walczą zaś w nich z potworami, liczniejszymi przeciwnikami, przeszkodami naturalnymi, odbywają odległe wyprawy, dostają się na inne poziomy rzeczywistości, dokonują bohaterskich czynów.
Ideał heroiczny jest tak naprawdę archetypem męskości opisywanym w mitach i eposach słowiańskich (ruskie byliny i baśnie2), nordyckich, greckich, irlandzkich, walijskich, perskich, w poematach cyklu arturiańskiego itd. Ideał ten jest jednak praktycznie nieobecny w mitologii chrześcijańskiej. Jezus, Święci, Apostołowie, męczennicy i pustelnicy nie są herosami wykazującymi się nadludzką siłą (jak np. Herkules), intelektem (jak np. Odyseusz), honorem (jak np. Hektor), dzielnością (jak np. Achilles). Poniżani i męczeni na śmierć bohaterowie mitologii chrześcijańskiej są raczej postaciami godnymi pożałowania niż podziwu. Każdy z nas, będąc małym chłopcem chciał być bohaterem walczącym z potworami, z przeważającymi liczebnie przeciwnikami, odbywającym dalekie wyprawy. Czy ktoś z nas jednak wcielał się w dziecięcych zabawach (czy w fantazjach snutych również niekiedy w wieku dojrzałym) w ofiarę ukrzyżowania, w męczennika lub w ascetę?
Nie posiadając własnego ideału heroicznego (czyli męskiego) i będąc wręcz esencjonalnie jego zaprzeczeniem, chrześcijaństwo próbowało dokonać akomodacji tego obecnego w duchu ludów indoeuropejskich. We wczesnym Średniowieczu w zachodniej Europie zaowocowało to wykwitem słabo znanego w Polsce (bo w większości nietłumaczonego) heroicznego cyklu arturiańskiego. Męski ideał heroiczny obecny w tych utworach niewiele w istocie różni się od tego znanego z mitologii i literatury nordyckiej i antycznej, wiele z nich jednak jest chrześcijańskich jedynie z nazwy jak np. tłumaczony akurat na język polski walijski cykl „Mabinogion”, w innych zaś jak np. w literaturze Graala ideał heroiczny został już stępiony podporządkowaniem go moralności chrześcijańskiej, co wyraża się w usunięciu w cień postaci wojowniczego Lancelota na rzecz nieskalanego cudzołóstwem lecz będącego słabszym wojownikiem Parsifala.
Problem z chrześcijańską akomodacją ideału heroicznego sprowadza się do tego, że prawomocność tego ideału warunkuje się w chrześcijaństwie jego służebnością wobec tego, co jest owego ideału przeciwieństwem. Siła, odwaga i dzielność są w chrześcijaństwie dopuszczane o tyle, o ile występują w służbie tego co liche, słabe i niemęskie. Ideał heroiczny zostaje w istocie zanegowany, bowiem siła, odwaga, honor i mądrość nie służą jak w tradycyjnych eposach męskiej chwale, lecz walce z tym co męskie i silne na rzecz tego co niemęskie i słabe. W epice średniowiecznej przybiera to postać romansów rycerskich, w których pierwiastek męski zostaje zaprzężony na służbę pierwiastka kobiecego i jest legitymizowany przez swoją służebność wobec kobiety, czego nie ma ani w heroicznych eposach słowiańskich, ani nordyckich ani antycznej Grecji. Jest to wywrócenie na nice męskiego ideału heroicznego, podobnie perwersyjne jak zastąpienie przez chrześcijan letnich obchodów święta słowiańskiego boga wojny, zwycięstwa i urodzaju Świętowita świętem chrześcijańskiego patrona epileptyków (!) Świętego Wita.
Brak oparcia w chrześcijaństwie
Jeśli mielibyśmy tu wskazać na czynniki warunkujące odzyskanie witalności przez ludy naszej słowiańskiej rasy, co uodporniło by je na liberalną toksynę indywidualizmu, to należałoby wymienić rekonstrukcję męskiego ideału heroicznego, następnie odbudowę wokół tak rektyfikowanej męskości instytucji, rytuałów i wspólnotowych całości społecznych: patriarchatu, klanu, kultu przodków, rodziny i etnosu, wreszcie wykształcenie się w tych wspólnotach odgraniczającego je od zewnętrznego otoczenia samozachowawczego odruchu ksenofobii. Chrześcijaństwo, ze względu na swoją antropologię i koncepcję społeczeństwa, nie może być oparciem dla starań na rzecz osiągnięcia tych celów. Każdy ruch dążący do tych celów a opierający się tylko lub przede wszystkim na chrześcijaństwie będzie skazany na niepowodzenie. Każdy ruch dążący do tych celów a opierający się również na chrześcijaństwie będzie w swoich możliwościach mocno ograniczony.
Ronald Lasecki
1Wszystkie cytaty podaję za: Pismo Święte Nowego Testamentu. Wstęp, nowy przekład z Wulgaty, komentarz przez ks. Eugeniusza Dąbrowskiego doktora Świętej Teologii i doktora nauk biblijnych, Księgarnia Św. Wojciecha Poznań-Warszawa-Lublin 1970.
2Tym których zastanawia powracanie przeze mnie do ruskich bylin, wyjaśniam że są one znanym powszechnie przykładem powstałych w Słowiańszczyźnie eposów heroicznych. Nie mają one swojego odpowiednika w języku polskim (tłumaczenia też są fragmentaryczne - m.in. Antoniego Lange), w którym jednym z najstarszych spisanych utworów jest za to Legenda o Świętym Aleksym – opowieść o żebraku, żyjącym przez szesnaście lat pod schodami, gdzie żywił się resztkami i był oblewany pomyjami.
Komentarze
Prześlij komentarz