Tragiczne zwycięstwo. Na temat wyniku II wojny światowej
W ostatnim czasie na pierwsze strony
gazet trafiły kontrowersje dotyczące odchodzenia od obchodów 9.
maja „Dnia Zwycięstwa nad Faszyzmem”. Najbardziej spektakularny
był oczywiście pogrom pomników Lenina na Ukrainie. Dużo mniej
efektowna była rewizja historyczna w Polsce, gdyż obchodzony do tej
pory 9 maja Dzień Zwycięstwa i Wolności przesunięto po prostu na
8 maja nazywając go Narodowym Dniem Zwycięstwa. Co ciekawe, w
towarzyszącej temu debacie sejmowej wyjątkowo rozsądnie brzmiały
głosy związanych z PiS posłów Tadeusza Dziuby i Zbigniewa
Girzyńskiego, którzy argumentowali że zakończenie drugiej wojny
światowej nie oznaczało dla Polski ani zwycięstwa, ani nie
stwarzało warunków dla dbania o dobro narodu.
Katastrofa materialna
Odejście od
dotychczasowego święta, któremu towarzyszy też rezygnacja z
udziału w moskiewskich obchodach zakończenia II wojny światowej
nie jest, niestety, w przypadku Polski, decyzją wynikającą z
autonomicznej i podmiotowej refleksji nad historią naszego kraju,
tylko kopiowaniem amerykańskiej i zachodniej narracji
historycznej. Gdyby bowiem wychodzić w refleksji nad
zakończeniem drugiej wojny światowej z pozycji polskich i
europejskich, nie można by uznać rocznicy tego wydarzenia za
rocznicę zwycięstwa narodowego.
Obszar powojennej Polski
skurczył się w wyniku powojennych przemian z 388,6 tys kilometrów
kwadratowych do 311,7 tys. kilometrów kwadratowych. Poza naszą
wschodnią granicą pozostały Wilno i Lwów mające do tej pory
polski charakter narodowy, podobnie jak pozostałe ziemie anektowane
przez ZSRS kosztem przedwojennej Polski. Efekty trwającej od czasów
panowania Kazimierza Wielkiego polskiej kolonizacji ziem ruskich
zostały przekreślone. O ile geopolityczne znaczenie transformacji
terytorialnej państwa polskiego po roku 1944 było raczej pozytywne,
bowiem zmniejszało współczynnik rozwinięcia granic i tym samym
konsolidowało terytorium państwowe, o tyle z drugiej strony zmiana
ta była brutalną operacją przeprowadzoną na żywym ciele narodu i
pozbawiła Polaków części ich historycznej ojczyzny, tożsamość
ziem zabranych zubożyła natomiast o polski element narodowy będący
tam nośnikiem kultury wysokiej.
Podobnie ambiwalentne były dla Polski
demograficzne skutki wojny, gdyż straciliśmy w jej
wyniku około sześciu milionów obywateli zamieszkałych na terenach
okupowanych przez Niemcy i około półtora miliona na terenach
okupowanych przez ZSRS. Dodać do tego należy zwiększoną liczbę
inwalidów, wzrost współczynnika zachorowalności na rozmaite
choroby skracające życie i spadek współczynnika dzietności.
Powojenna zmiana struktury demograficznej to nie tylko ujednolicenie
etniczne ale również zaburzenie stosunku mieszkańców miast do
mieszkańców wsi w rezultacie większych strat zadanych przez
okupantów miastom.
Jakkolwiek zatem konsolidację
narodowościową i terytorialną państwa polskiego należy ocenić
pozytywnie, nie sposób uznać jej za efekt działań
mających na względzie dobro Polski i których autorami
byłyby polskie ośrodki władzy. Terytorialny i demograficzny
kształt nowej Polski określiły swoimi decyzjami i działaniami
państwa okupacyjne a następnie mocarstwa koalicji antyniemieckiej.
Były to działania przeprowadzane wbrew polskim ośrodkom władzy i
przy lekceważeniu dobra społeczeństwa polskiego. Powojenna Polska
była efektem kompromisu mocarstw antyfaszystowskich na konferencjach
w Jałcie i Poczdamie, w którego wypracowaniu polskie ośrodki
władzy nie miały żadnej roli, społeczeństwo polskie padło zaś
ich ofiarą.
Egzogeniczna modernizacja
W powojennej
Polsce zainstalowano u władzy komunistów, którzy przeprowadzili w
naszym kraju odgórną rewolucję socjalistyczną. Jak każda
modernizacja, miała ona podwójny charakter. Z
jednej strony, dokonano w jej ramach skoku cywilizacyjnego i
materialnie odbudowano kraj. Z drugiej, dokonano tego kosztem
polskiej tożsamości narodowej, zniszczenia tradycyjnej kultury,
historycznych elit, dewastacji lub zaniedbania znacznej części
dorobku minionych epok.
Historyczne rody ziemiańskie i
mieszczańskie były represjonowane i przerwano ich ciągłość
historyczną. Dworki, pałace i starówki miast popadały często w
ruinę lub były przekształcane w sposób zaburzający ich
dotychczasowy charakter i kierunek rozwoju. Rabunkowa eksploatacja
środowiska naturalnego doprowadziła do zniszczenia wielu
krajobrazów. Życie codzienne próbowano desakralizować i
modernizować w duchu ateistycznej ideologii. Modernizacja przez
urbanizację doprowadziła do wykorzenienia i powstania społeczeństwa
masowego. Naturalnie ewoluującą ludową kulturę w różnych jej
regionalnych i społecznych wariantach zastąpiła zuniformizowana
kultura masowa której tandetnym symbolem stała się niesławna
„Cepelia”.
Marksistowska modernizacja zaprowadzona
w Polsce w wyniku drugiej wojny światowej była zatem modernizacją
egzogeniczną i ekstensywną. Odbywała się dużym kosztem
materialnym i kulturowym i wedle obcej matrycy. Andrzej Leder
zauważa, że eliminacja ludności żydowskiej przez niemieckiego
okupanta i eliminacja tradycyjnej struktury społecznej przez
sowieckich i polskich komunistów stały się punktem wyjścia
wykształcenia się w Polsce w latach 1990′ kompradorskiej i
zapatrzonej w Zachód klasy średniej (1). Jadwiga Staniszkis zwraca
uwagę na pastiszowy i egzogenny charakter polskiej modernizacji,
czego początków należy doszukiwać się w działaniach komunistów
i zafascynowanych komunizmem polskich i żydowskich inteligentów
(2).
Zakończenia drugiej wojny światowej
nie da się uznać w odniesieniu do Polski za zwycięstwo, gdyż w
jej konsekwencji Polska została odbudowana przez obcych i jako
projekt odzwierciedlający niepolską tradycję, niepolskie koncepcje
strategiczne i niepolski typ modernizacji. Polacy nie byli
zwycięzcami drugiej wojny światowej, lecz surowcem z którego
zwycięzcy lepili antyeuropejski ład jałtański.
Udział Polski i Polaków w powstaniu świata jałtańskiego
(zimnowojennego) nie był podmiotowy, lecz przedmiotowy. 8. czy też
9. maja powody do świętowania mają Amerykanie, Brytyjczycy i
Rosjanie ale nie Polacy. Nasz kraj, wraz ze swoimi mieszkańcami,
stał się po wojnie wianem odstąpionym Stalinowi przez Anglosasów.
Militarny sukces oręża polskiego
Mając to
wszystko na uwadze, należałoby – stosownie do propozycji posła
Girzyńskiego – dotychczasowy Dzień Zwycięstwa obchodzić jako
Dzień Zwycięstwa nad Niemcami. Udział Wojska Polskiego
odtworzonego w ZSRS w rozbiciu wojsk niemieckich na Białorusi, w
wyzwoleniu Warszawy czy w zdobyciu niemieckich pozycji na Pomorzu
jest godnym upamiętnienia zwycięstwem oręża polskiego.
Polska flaga powiewająca nad ruinami Berlina wciąż powinna być
dla nas powodem do dumy. Współczesna polska pedagogika historyczna
powinna utrwalać wśród Polaków i wśród innych narodów
przekonanie, że państwo nasze zdolne jest do projekcji siły
na wszystkich kierunkach strategicznych i przeciwko każdemu
przeciwnikowi.
Zakończenie drugiej wojny światowej
jest zatem polskim zwycięstwem nad Niemcami i tam
gdzie Wojsko Polskie lub polskie jednostki partyzanckie wniosły swój
udział w usunięcie niemieckiego okupanta, tam powinno się
obchodzić rocznicę tego wydarzenia. Nieformalne grupy
rekonstrukcyjne mogłyby organizować też rajdy motocyklowe śladem
polskich oddziałów kończące się aż w Berlinie. Władze miejskie
Warszawy powinny organizować historyczne widowisko odtwarzające
sceny forsowania Wisły przez jednostki Wojska Polskiego w styczniu
1945 r. Przedstawiciele władzy powinni składać tego dnia wizyty na
cmentarzach i mauzoleach żołnierzy poległych na froncie walki z
Niemcami.
Wszystkie te jednak imprezy nie
powinny mieć rangi „uniwersalnie” pojmowanego dnia zwycięstwa
narodowego, ponieważ upamiętniane przez nie wydarzenia takim
zwycięstwem nie były. Obchody powinny służyć wyeksponowaniu siły
i zwycięskich bojów oręża polskiego na odcinku niemieckim.
Analogicznie do sposobu w jaki obchodzić powinniśmy rocznicę bitwy
warszawskiej symbolizującej zwycięstwa polskie na kierunku
wschodnim, czy rocznicę odstąpienia Szwedów od oblężenia Jasnej
Góry co symbolizowałoby z kolei zwycięstwa na kierunku północnym.
Niebezpieczeństwo resentymentu
Przekaz
ideowy obchodów powinien być zatem pozytywny, twórczy,
witalistyczny, wyzbyty resentymentów historycznych. Szczególnie
wystrzegać by się należało tlącego się tu i ówdzie wśród
epigonów tradycji endeckiej i komunistycznej jałowego
resentymentu antyniemieckiego. Celebrowanie zwycięstw oręża
polskiego nie powinno służyć pielęgnowaniu nienawiści do innych
narodów, lecz wychowaniu Polaków w uznaniu dla cnót rycerskich i w
przywiązaniu do swojej tożsamości.
Wojownik nie walczy ani z nienawiści
do wroga, ani nawet z miłości do kraju, lecz dlatego że jest
wojownikiem i że pragnie dać wyraz swej rycerskiej naturze. Jak
wskazuje Julius Evola, pierwszym celem walki jest ekspresja
wojowniczej natury walczących, następnym zaś zwycięstwo
(3). Analogiczną hierarchię wartości powinna zaszczepiać
obywatelom nasza pedagogika historyczna.
W odnośnym przypadku miałoby to być
świętowanie zwycięstwa oręża polskiego, tak więc obchody
powinny odbywać się w Polsce. Nie ma żadnego powodu, by
Polacy świętowali zwycięstwo Armii Czerwonej w drugiej wojnie
światowej. Odtworzone w ZSRS oddziały Wojska Polskiego były co
prawda sojusznikiem Sowietów i walczyły pod sowieckim dowództwem,
nie jest to jednak argumentem dla powielania w dzisiejszej Polsce
sowieckiej wizji historii i celebrowania sowieckich zwycięstw.
Zwłaszcza, że polityka ZSRS wobec Polski pozostawiała wiele do
życzenia i można jej z dzisiejszej perspektywy wiele zarzucić.
Powtarzające się dziś w kręgach rusofilskich głosy że Polska powinna wziąć udział w
moskiewskich obchodach rocznicy sowieckiego zwycięstwa nad Niemcami
mają za swe źródło kserowanie rosyjskiej narracji
historycznej, nie zaś wysiłek na rzecz budowy rodzimej
polskiej narracji. Interesy polskie są w niej utożsamiane z
interesami sowieckimi i z celami rosyjskiej polityki historycznej.
Postawa taka jest lustrzanym odbiciem kserowania anglosaskiej i
żydowskiej narracji historycznej przez prozachodnich liberałów
(4). Nie jest to nawet efekt „orientacji prorosyjskiej” która
wszak za punkt odniesienia powinna mieć Polskę i dobro
społeczeństwa polskiego, lecz postawa dająca się scharakteryzować
popularną publicystyczną kliszą moskiewskiego „gównojada”.
Nazistowskie Niemcy a imperialna Europa
Należy także
pamiętać o europejskim kontekście moskiewskich obchodów Dnia
Zwycięstwa; druga wojna światowa na płaszczyźnie geopolitycznej
była bowiem konfliktem Europy z wrogimi jej wówczas ośrodkami siły
w Moskwie, Waszyngtonie i Londynie. Niezależnie od posługiwania się
anachroniczną „trzecią teorią polityczną” (nacjonalizmem–
rasizmem) państwa faszystowskie reprezentowały na płaszczyźnie
geopolitycznej i geostrategicznej Imperium Europaeum.
O państwie hitlerowskim pisał w tym kontekście Tomasz Gabiś, że
powinno się je rozpatrywać przede wszystkim „jako twór
geopolityczny i geostrategiczny, ponieważ na tej płaszczyźnie było
ono wcieleniem i instrumentem Imperium Europaeum. Albowiem
niezależnie od metod, jakie w tym celu zastosowało, dokonało ono
niezbędnego w każdych warunkach i okolicznościach – wówczas,
dziś i jutro – geopolitycznego zjednoczenia Europy, aby jej
zasoby, ludność i przestrzeń wykorzystać do walki z oboma wrogimi
imperiami.(tzn. amerykańskim i sowieckim – R.L.)”(5)
Problemem nie pozwalającym uznać
Niemiec nazistowskich za reprezentację Europy była właśnie ich
anachroniczna ideologia nacjonalistyczna i rasistowska (6).
Na płaszczyźnie duchowej i ideowej nazistowska Rzesza była zwykłym
państwem nacjonalistycznym i rasowym, nie zaś inkarnacją Imperium
Europaeum. Ludobójstwo dokonane przez Niemcy na europejskich ludach
słowiańskich, niszczenie i rabunek ich dorobku kulturowego i
materialnego, starania dla wymazania ich z historii Europy, stawiały
nazizm w gronie ruchów zdecydowanie antyeuropejskich. Zupełnie
pozbawione uzasadnienia strategicznego doszczętne zburzenie Warszawy
w 1944 r. i polityka niemiecka na okupowanych ziemiach Polski i ZSRS
są wystarczającymi dowodami jak daleko państwo niemieckie rządzone
w myśl założeń nazizmu odległe było idei europejskiej.
Pomimo jednak, że na płaszczyźnie
ideowej, duchowej i politycznej Niemcy hitlerowskie nie miały niemal
nic wspólnego z Europą, dokonane przez nie na Kontynencie podboje
uczyniły Berlin mimowolnym reprezentantem Europy na
płaszczyźnie geopolitycznej i geostrategicznej. Dostrzegli
to europejscy patrioci z niemal wszystkich krajów europejskich i to
właśnie tym należy tłumaczyć pojawienie się tak licznej rzeszy
europejskich sojuszników Berlina. Wbrew powierzchownym
interpretacjom „antyfaszystowskim”, w wielu przypadkach nie
chodziło wcale o „totalitarne ukąszenie” lub o ideologiczną
fascynację nazizmem, lecz o rozpoznanie faktu, że po opanowaniu
przez Niemcy i ich sojuszników Europy, walka po stronie
pozaeuropejskich przeciwników faszyzmu stawała się mimowolnie
walką przeciw samej Europie.
Katastrofa podbitej Europy
Sowiecka
nawała ze wschodu i anglosaskie parcie z zachodu niosło
wielu krajom i ludom europejskim straty i zniszczenia porównywalne z
tymi, których winne były Niemcy w podbitych przez siebie i
okupowanych krajach słowiańskich. Pod tonami brytyjskich i
amerykańskich bomb niszczały europejskie miasta (7), dzielnice
mieszkaniowe i fabryki – nie tylko niemieckie, ale często
również francuskie, włoskie, holenderskie. Płonęły i były
burzone katedry, kościoły, klasztory, zamki, pałace, dworki
szlacheckie, starówki miast, pomniki, muzea i biblioteki. Obrazy,
rzeźby, starodruki, zabytki sztuki użytkowej i detale
architektoniczne były rabowane i dewastowane. Symbolem stało się
zdjęcie amerykańskiego żołnierza wciskającego sobie na głowę
koronę Karola Wielkiego. Anglosascy i sowieccy najeźdźcy niszczyli
symbole potęgi i chwały Europy, pozbawiali ją jej historii
zakrzepłej w materialnym dorobku ludów europejskich, niszczyli jej
kulturę i pamięć o jej historii.
Zarówno anglosascy jak i sowieccy
najeźdźcy celowo niszczyli materialny dorobek i potencjał
kontynentalnej Europy, stosując taktykę spalonej ziemi w
przewidywaniu przyszłego konfliktu między sobą nawzajem. Europa
miała stać się bezwartościową pustynią, postapokaliptycznym
„dzikim kontynentem”(8) na okoliczność ewentualnego zajęcia
jej zachodniej części przez Anglosasów lub jej wschodniej części
przez Sowietów. Zdobywcy dokonali w podbitych przez siebie krajach
czystek politycznych, więżąc i internując setki
tysięcy ludzi, tysiące mordując zaś dla zasiania postrachu i
zademonstrowania swojej władzy. W krajach zachodnioeuropejskich
wyeliminowano całą w zasadzie integralną i antyliberalną prawicę.
We wschodniej części kontynentu zniszczone zostały prawicowe
reżymy polityczne w Słowacji, Węgrzech, Rumunii, Bułgarii,
Chorwacji i podobnie zorientowane ruchy polityczne w wielu innych
krajach.
Wiele ludów europejskich padło
ofiarą przesiedleń na masową skalę i zostało
wyrwanych ze swych dotychczasowych ojczyzn. Dokonała się ostateczna
depolonizacja Kresów, skąd wypędzono tysiące żyjących tam
jeszcze Polaków. Zniszczeniu uległ nie tylko etniczny ale i
społeczny porządek w krajach wschodniej Europy,
gdzie prawnej i majątkowej likwidacji poddano historyczne rody
szlacheckie, mieszczańskie, arystokratyczne, a także rozmaite
regionalne osobliwości społeczne. Ruiny polskich zamków, pałaców,
dworków szlacheckich, pozostałości zdezintegrowanych zaścianków
do dziś odszukać można w wielu miejscach zarówno naszego własnego
kraju jak i w ościennych krajach wschodniej Europy.
Tragiczni zwycięzcy
Zakończenie
drugiej wojny światowej było więc zarazem sukcesem żołnierzy
polskich walczących w imperialnych armiach bloku sowieckiego i bloku
anglosaskiego, jak i historyczną tragedią zarówno naszego własnego
kraju jak i całej Europy. Ambiwalencja związana z
zakończeniem drugiej wojny światowej polega właśnie na
tym, że polscy żołnierze i partyzanci oraz wspierająca ich
ludność cywilna walczyli po stronie pozaeuropejskich i wrogich
Europie (w tym też Polsce) ośrodków siły, zarazem zaś walczyli
przeciwko państwu, co prawda położonemu w Europie i na
płaszczyźnie strategicznej oraz geopolitycznej reprezentującemu
Europę, zorganizowanego jednak wedle paradygmatu nacjonalistycznego
i rasistowskiego, który również był wrogi Europie (w tym też
Polsce), nie od zewnątrz jednak – lecz od wewnątrz, jako
antyeuropejski narodowy i rasowy partykularyzm germański.
Tragizm drugiej wojny światowej brał
się stąd, że była ona klęską Europy, tak więc
klęską wszystkich ludów europejskich, tak więc również klęską
Polaków. Drugą wojnę światową przegrała Europa, przegrali ją
wszyscy Europejczycy. Również ci, którzy walczyli w armiach
pozaeuropejskich i wrogich Europie ośrodków siły – anglosaskiego
i sowieckiego. Żaden z ludów i żaden z europejskich ośrodków
siły nie wyszedł z drugiej wojny światowej wzmocniony. Jedynymi
zwycięzcami były pozaeuropejskie i wrogie Europie i idei
europejskiej ośrodki siły w Waszyngtonie, w Moskwie i w Londynie.
W drugiej wojnie światowej nie
było dobrych orientacji: Polacy, Rosjanie, Białorusini i
wiele innych ludów słowiańskich walczyło o zachowanie substancji
biologicznej i materialnej pod sztandarami imperium sowieckiego,
które dążyło do unicestwienia ich substancji duchowej i dokonało
dewastacji oraz częściowego unicestwienia ich substancji
materialnej. Ukraińcy, Łotysze, Estończycy, Finowie i wiele innych
ludów walczyło o zachowanie swojej substancji duchowej i tożsamości
pod sztandarami tworzonego przez Niemcy imperium germańskiego które
dążyło do unicestwienia ich substancji biologicznej i materialnej.
Wielu innych Polaków, Serbów i jeszcze innych ludów walczyło w
armiach imperium anglosaskiego, które dążyło do unicestwienia ich
substancji duchowej i tożsamości, korumpując przy tym ideowo i
odwołując się do najniższych instynktów ludów zaprzężonych do
swej imperialnej machiny. Każda orientacja była więc
wówczas złą orientacją. Wszyscy Europejczycy w sensie
politycznym i geopolitycznym tę wojnę przegrali. Polacy też.
Wojenna klęska państw
faszystowskich, a co za tym idzie również podbój Europy przez
pozaeuropejskie i wrogie Europie ośrodki siły, były najpewniej
nieuniknione. Powodem tego była zmienna ideologiczna, mianowicie
tkwienie państw faszystowskich w anachronicznym paradygmacie
trzeciej teorii politycznej (nacjonalizmu – rasizmu).
Faszystowskie jądro potencjalnej rewolucji tradycjonalistycznej i
potencjalnego Imperium Europaeum „nie mogło (…) być
reprezentacją Imperium Europaeum, gdyż nie dysponowało
autentycznie europejską formułą imperialną, lecz jedynie
formułami zaczerpniętymi z ideologii plemiennej, narodowej i
rasowej, aczkolwiek nie należy zapominać o tym, że niektórzy jego
ideologowie, propagandyści i intelektualiści starali się
nawiązywać do autentycznych tradycji imperialnych Europy.”(9)
Zwycięstwo nad państwami
faszystowskimi było jednak zwycięstwem gorzkim, gdyż było
zwycięstwem pozaeuropejskich i wrogich Europie ośrodków
siły, dokonało się zaś przez podbój Europy
przez te ośrodki. W podboju tym uczestniczyły oddziały
uformowane spośród ludów zamieszkujących okupowane przez Niemcy i
ich sojuszników kraje europejskie, żołnierze ci walczyli jednak
pod sztandarami pozaeuropejskich i wrogich Europie imperiów
anglosaskiego i sowieckiego. Ich wkład w ocalenie substancji
biologicznej i materialnej Europy jest niewątpliwy, jednak
zwycięstwo do którego przyłożyli ręki nie było zwycięstwem ich
ludów ani ich państw, które pozaeuropejscy najeźdźcy zamienili w
swoje protektoraty i nieformalne dependencje.
Zwycięstwo nad nazistowskimi Niemcami
i ich wojennymi sojusznikami było zatem zwycięstwem
militarnym ale nie było zwycięstwem narodowym. Było
podbojem Europy przez obce jej i wrogie ośrodki siły, tak więc
narodową klęską. Jak słusznie zauważył w
debacie sejmowej poseł Girzyński, nazwanie rocznicy tego zwycięstwa
„Narodowym Dniem Zwycięstwa” jest zupełnie bezpodstawne. To
nie było narodowe zwycięstwo, tylko narodowa klęska.
Rocznica zakończenia drugiej wojny światowej jest rocznicą gorzką.
De facto nie ma czego świętować. W imperialnej pedagogice
europejskiej europejska wojna domowa 1914– 1945 powinna
funkcjonować jako przestroga, że nacjonalizm, rasizm i
partykularyzm państw narodowych prowadzą do duchowej i
geopolitycznej tragedii, zaś „jedyną możliwą formą
imperialną dla Europy było (i jest) Imperium Europaeum”(10).
Podmiotowa intelektualnie polska
polityka historyczna powinna zatem odrzucić „jałtańską”
(anglosasko – żydowsko – sowiecką) wizję historii Europy i
mitologię „zwycięstwa nad faszyzmem”. Polska nie powinna brać
udziału w moskiewskich obchodach zwycięstwa nad Niemcami ani czcić
sowieckich i anglosaskich „wyzwolicieli”. Obchody militarnych
zwycięstw oręża polskiego nad Niemcami powinny upamiętniać
sukcesy oręża polskiego i nastawione być na kształcenie obywateli
w uznaniu dla cnót rycerskich i w przywiązaniu do swej tożsamości.
Obchodów militarnego zwycięstwa żołnierzy polskich nie powinno
wykorzystywać się do pielęgnowania nienawiści i uprzedzeń wobec
innych narodów i państw europejskich.
Ronald Lasecki
Przypisy:
1. A. Leder, Prześniona rewolucja. Ćwiczenie z logiki
historycznej, Warszawa 2014.
2. J. Staniszkis, Postkomunizm. Próba opisu, Gdańsk 2001.
3. J. Evola, Metaphysics of War. Battle, Victory and Death in the World of Tradition, London 2011.
4. Por. R. Skarzyński, Od statusu uczonego do funkcji ideokopiarki. Jak uniwersyteccy profesorowie dają się przekształcać w środek polityczny i rujnują własną dyscyplinę, powielając zachodnie wizje rzeczywistości międzynarodowej, [w:] W. Micha, J. Nowak (red.), Wokół teorii stosunków międzynarodowych, Lublin 2012, s. 19– 83.
5. T. Gabiś, Imperium Europaeum, czyli powrót do przyszłości, „Stańczyk. Pismo postkonserwatywne”, nr 1(34)/1999.
6. Por. A. Dugin, The Fourth Political Theory, London 2012; R. Lasecki, Dlaczego nie faszyzm?, http://www.prawica.net/40721 (8.05.2015).
8. K. Lowe, Dziki kontynent. Europa po II wojnie światowej, Poznań 2013.
9. T. Gabiś, dz. cyt.
10. T. Gabiś, dz. cyt.
(2015 rok, pierwodruk: Konserwatyzm.pl
Komentarze
Prześlij komentarz