Alain de Benoist - Nowa wojna płci
Boulevard Voltaire: Feminizm dawniej
walczył o poszerzenie praw kobiet. Współczesny neofeminizm neguje
pojęcia męskości i kobiecości. Jak wytłumaczyć tę zmianę?
Alain de Benoist: Doszło
do tego w dwóch etapach. W pierwszym, feministki orientacji
uniwersalistycznej (te, które równość uważają za synonim
identyczności) dążyły, by pokazać że kobiety to „tacy sami
mężczyźni, jak wszyscy inni”. Obejmowało to, na przykład,
udowodnienie że nie istnieją zawody z natury zarezerwowane dla tej
lub innej płci, że mogą istnieć kobiety-żołnierze,
kobiety-piloci samolotów etc. Czemu nie? Jednak, jeśli nie ma już
dłużej „męskich zawodów”, to istnieją tylko zawody typu
unisex. Równocześnie, zaczęto się domagać parytetu we wszystkich
dziedzinach, wychodząc z założenia że płcie mają nie tylko
takie same zdolności, ale też takie same upodobania i aspiracje.
Ten wymóg stopniowo podniesiono do poziomu absurdu – nawet jeśli
nie ma jeszcze zbyt wielu zamiataczek ulic (d’éboueuses)
i męskich akuszerek (sages-hommes)!
Oczywiście, brak parytetu prezentowany jest jako coś strasznego
jedynie wówczas, gdy jest on korzystny dla mężczyzn; nie wzbudza
natomiast protestów, gdy wymiar sprawiedliwości jest sfeminizowany
w 66% (w 86% wśród osób w wieku 30-34 lat), sektor edukacji
narodowej zaś w 68% (w 82% w szkolnictwie podstawowym). Gdy oglądamy
dziś telewizyjny film policyjny, trudno sobie na tej podstawie
wyobrazić, że w policji państwowej służą też mężczyźni!
Stan rzeczy
pogorszył się jeszcze wraz z pojawieniem się teorii gender, która
neguje, że płeć biologiczna jest elementem decydującym o życiu
seksualnym, w zamian czyniąc ją „konstruktem społecznym” i
przeciwstawiając jej „wielość płci”. Stoi za tym wszystkim
idea, że w momencie narodzin wszystko na świecie jest mniej lub
bardziej transseksualne. Proszę zwrócić uwagę na znaczenie
elementu „trans” w dyskursie LGBTQI+: choć osoby rzeczywiście
transseksualne są zaledwie drobną mniejszością, to na gruncie
światopoglądu „queer” możliwe staje się twierdzenie, że
wszystko zawiera się we wszystkim i odwrotnie. Dzieciom w wieku
czterech lub pięciu lat tłumaczy się zatem, że mogą wybrać
sobie płeć wedle uznania.
Pojęcia męskości
i kobiecości są skutkiem tego negowane, ale w dzisiejszych czasach,
pod wpływem poprawności politycznej, nie zaprzestaje się
reanimowania męskości, by uczynić z niej przedmiot oskarżeń. Z
jednej strony, twierdzi się że biologia niczego nie determinuje, z
drugiej - że mężczyzna jest z samej swej natury potencjalnym
gwałcicielem i że patriarchat („kultura gwałtu”) jest w pewien
sposób wpisany w jego geny. Kwestionuje się ideę „wiecznej
kobiecości”, lecz zarazem dokonuje esencjalizacji mężczyzny,
który jakoby zawsze i wszędzie miałby być agresywny i
„dominujący”.
BV: Czy zmierza to w kierunku
ogólnej dewaluacji męskości?
AB: Tak,
możemy nawet powiedzieć że wypowiedziano wojnę chromosomowi Y.
Nie tylko mamy obowiązek uczestniczyć w nagonce na „seksizm” -
aż po jego najbardziej nieszkodliwe przejawy, ponieważ rzekomo
istnieje ciągłość prowadząca od „molestowania” do
„kobietobójstwa” (féminicide), lecz także musimy zrobić
wszystko, by mężczyźni wyrzekli się swojej męskości – obecnie
nazywanej „toksyczną męskością”. Wczoraj kobiety chciały być
„mężczyznami, jak wszyscy inni”, dziś natomiast, to mężczyźni
muszą nauczyć się, jak stać się „kobietami, jak wszyscy inni”.
Męskość staje się stanem patologicznym. Mamy nowy orwellowski
slogan: mężczyzna jest kobietą (niewątpliwie Bóg też – na
dodatek lesbijką). Mężczyźni muszą się zatem sfeminizować,
przestać „zachowywać się jak mężczyźni”, jak zalecano im to
wcześniej, dać upust swoim emocjom (zaleca się płacz i
marudzenie), wygasić swoją tęsknotę za niebezpieczeństwem i
przygodą, zwrócić się ku pięknym przedmiotom (to na konto
kapitalizmu i społeczeństwa popychaczy wózków), i nigdy – ale
to nigdy – nie postrzegać kobiet jako obiektu pożądania. Nowa
wersja wojny płci, w której wróg wzywany jest do kapitulacji przez
wyrzeczenie się swojej tożsamości.
Na
gruncie spisywanych pieczołowicie bzdur piśmiennictwa inkluzywnego
i ględzenia o „girl power”wymaga się teraz mężczyzn
gromadzących się na froncie walki „antykolonialnej”, szczerze
oddanych dominacji zwycięskich kobiet, którzy walczyliby o
„poszerzenie widzialności alternatywnych modeli seksualności” i
mobilizowali się przeciwko „niedostępności menstrualnej”
(précarité menstruelle)1,
czekając pokornie na przejście do ogólnego androgynatu w świecie
przekształconym w gyneceum (gynécée)
rządzone przez Wielką Matkę - państwo terapeutyczne określające
sposób zachowania się. Baczność wobec „cisgender”, miejsce
dla „niebinarnych”, dla „gender-fluid”, którzy mogą
wyabstrahować się ze stereotypów świata „heterocentrycznego”!
To
powód, dla którego nasza epoka nie kocha bohaterów, preferując
ofiary. Proszę zwrócić uwagę, jak podczas obchodów rocznicy
zakończenia I wojny światowej czyniono starania dla
„zdemilitaryzowania” tego wydarzenia, świętowania „powrotu
pokoju”, tak by nie mówić o zwycięstwie. Tak jak by
żołnierze pragnęli jedynie zakończenia walk, nie przejmując się
kto wygrał wojnę! Oczywiście, warstwy ludowe spontanicznie czczą bohaterstwo
płk. Beltrame'a2
lub tych dwóch komandosów piechoty morskiej zabitych w Mali,
Cédrica de Pierreponta i Alaina Bertoncello3.
Duch czasu każe jednak uznaniem obdarzać raczej Bilala Hassaniego,
„reprezentanta Francji”na Eurowizji, laureata przyznawanej
dorocznie „nagrody LGBTI”. To nie jest ta sama ludzkość.
BV: Mówi pan o dewaluacji heroizmu.
Jak zatem wyjaśnić kinową modę na „superbohaterów”? To forma
kompensacji?
AB: Niewątpliwie,
nie dotyka to jednak esencji. Należy zauważyć, że superbohater
nie jest reprezentacją bohatera, lecz dokładnym jego
przeciwieństwem. Bohater jest figurą tragiczną. Jest to człowiek,
który wybrał życie chwalebne lecz i krótkie, zamiast życia komfortowego
ale pospolitego. Bohater to człowiek, który wie, że pewnego dnia
będzie musiał oddać swe życie. Nic podobnego nie występuje w
przypadku Iron Mana, Supermana, Spider-Mana i innych żałosnych
produkcji z DC lub Marvela. Nie są to prawdziwi bohaterowie,
ponieważ są niepokonani, ponieważ nie odczuwają najmniejszego
strachu, ponieważ nie ma w nich nic tragicznego. Są tylko nadludźmi
z testosteronem. Właściwie rzecz ujmując, są tylko „spotęgowanymi
ludźmi”, jak chcieliby tego zwolennicy „superczłowieczeństwa”.
Jesteśmy tu o mile od Achillesa czy Zygfryda.
(wywiad
przeprowadził Nicolas Gauthier)
źródło:
https://www.alaindebenoist.com/2019/06/25/la-nouvelle-guerre-des-sexes/
(26.03.2020).
Przekład z języka
francuskiego: Ronald Lasecki
1Francuski
termin określający niedostępność określonych urządzeń
publicznych dla kobiet z powodów higienicznych.
2Arnaud
Beltrame – francuski żandarm, 24. marca 2018 r. zginął z rąk
terrorystów z Daesz, wymieniwszy się za zakładnika.
3C.
de Pierrepont i A. Bertoncello – żołnierze francuskich sił
specjalnych, polegli z rąk Daesz podczas operacji uwolnienia
zakładników w nocy 9/10 maja 2019 r. w Burkina Faso.
Pierwodruk: Xportal.pl
Pierwodruk: Xportal.pl
Komentarze
Prześlij komentarz