Dlaczego nie należy głosować w obecnych wyborach?
Praktycznie
wszyscy moi znajomi o poglądach katolicko-konserwatywnych
entuzjastycznie deklarują głosowanie na Andrzeja Dudę w
drugiej turze wyborów prezydenckich, popierając kandydata PiS
całkiem szczerze i w istocie robiąc mu w swoim kręgu znajomych
kampanię w internecie.
Zdemaskować
kłamstwo Systemu
Błędne jest już
samo przyjęte przez tę grupę założenie „nie zgadzam się z
nim, ale mimo wszystko na niego zagłosuję”. System
legitymizuje się między innymi twierdzeniem, że jest
pluralistyczny i „otwarty” i że każdemu dostarcza
polityczną alternatywę lub możliwość jej stworzenia. Skoro to
nieprawda, a jest to nieprawda, to nie należy Systemu uprawomocniać,
zachowując się tak, jakby jednak miał on rzeczywiście charakter
„otwarty” i pluralistyczny.
A że rzekomo ma
taki charakter, to oczywiście nieprawda, bo każdy kto próbuje
działać w ramach Systemu, budując dla niego nieliberalną
alternatywę, jest przez System izolowany, blokowany, lub nawet
aktywnie zwalczany i represjonowany. Gdy odrzuca liberalizm
polityczny – zostaje napiętnowany jako „faszysta”. Gdy
odrzuca liberalizm ekonomiczny – zostaje napiętnowany jako
„populista”. Gdy odrzuca atlantyzm (liberalizm
geopolityczny) – zostaje napiętnowany jako „ruski agent”.
„Samoobronę”,
tak więc partię kanalizującą i pobudzającą przed laty wielką
kontestację plebejską, PiS zniszczył przy pomocy podległych sobie
służb specjalnych, a pierwszą decyzją Andrzeja Dudy po objęciu
urzędu prezydenta było ułaskawienie bezpośrednio odpowiedzialnego
za to reżymowego pałkarza Mariusza Kamińskiego (którego
29-letniemu synowi PiS załatwił później posadę w Banku
Światowym).
Wywodzącego się
z tradycji tamtego chłopskiego ruchu Mateusza Piskorskiego,
polityka próbującego montować w Polsce alternatywę dla
liberalizmu geopolitycznego, PiS-owskie służby i prokuratura
zamknęły na trzy lata w areszcie wydobywczym, ostatecznie nie będąc
w stanie za nic go skazać ani nawet nic konkretnego mu zarzucić.
Człowiekowi zniszczono życie zawodowe, na lata oderwano od
najbliższych, a wyjechać za granicę, zobaczyć się z dawnymi
współpracownikami i działać politycznie będzie mógł zapewne,
gdy dobiegnie sześćdziesiątki, bo System i odpowiednie zagraniczne
ambasady zadbają już o to, by jego proces przeciągać w
nieskończoność.
Na Joannę
Modzelewską, prawnik
która za bardzo interesowała się PiS-owskimi przekrętami w LOT
nasłano te same służby kierowane przez tych samych ludzi, którzy
dokonali bezprawnej i bardzo głębokiej ingerencji w jej intymność,
manipulując nią i ją instrumentalizując. Kobiecie, zresztą –
na ile mi wiadomo – wierzącej i praktykującej katoliczce
uczęszczającej na Msze trydenckie, zniszczono życie i próbowano
ją szantażować, a w intrygę i wysiłki na rzecz ukręcenia
sprawie łba pospołu zaangażowane są rozmaite służby, bywalcy
Klubu Ronina i Kościół rzymskokatolicki.
Te trzy przykłady
wspominam po to, by uświadomić konserwatywno-katolickim zwolennikom
PiS, co partia ta robi z prawdziwą opozycją i jak wyglądają
granice „pluralizmu” i „otwartości” Systemu. Głosując na
Dudę, bierzecie moralną współodpowiedzialność za tego rodzaju
działania i tego sortu kreatury – za różnych Mariuszów
Kamińskich, Jarosławów Spyrków etc. Pamiętajcie o tym, ilekroć
później będziecie spoglądać w lustro.
Demokracja
tchórzy
Głosowanie na
„mniejsze zło” to inaczej nazwane głosowanie „z
tchórzostwa”. Machiavelli zauważył przed wiekami, że
najłatwiej rządzić ludźmi, manipulując ich strachem. PiS
opanował to do perfekcji. Piłsudczyków i styropianowych
„solidaruchów” postraszy „ruską onucą”. Katolików
postraszy tęczową flagą. Całą resztę postraszy że „przyjdą
Czaskowski z Balcerowiczem i zabiorą pińcet plus”. I wszystkie te
grupy posłusznie aportują rzucane później przez Kaczyńskiego
piłeczki. „Głosuj na Dudę, bo jak nie to jutro Ruskie będą w
Gruzji, pojutrze nad Bugiem, a następnego dnia wszyscy będziecie
gnić w Gułagu”. „Głosuj na Dudę, bo jak nie to przyjdą
Czaskowski i Biedroń i będą gwałcić małe dzieci”. „Głosuj
na Dudę, bo jak nie to przyjdą (((oni))) i zabiorą wam
kamienice... a nie, pardon – (((oni))) i tak przyjdą i zabiorą
wam kamienice, ale my nie damy im tak dużo jak Czaskowski i PeŁo”.
Co do zasady, nie różnicie się niczym od tych wszystkich, którzy
głosowali na PiS, bo PiS rzucił im tłustą kiełbasę wyborczą, i
teraz boją się że PO im ją zabierze. Głosowanie ze strachu
zawsze jest żałosne – nieważne, czy chodzi o strach przed
mitycznym „polskim Zapatero”, czy strach przed Tuskiem
wydzierającym małym dzieciom z rąk bułki z szynką.
Upadek
myśli konserwatywnej w Polsce
Dzięki takiemu
umiejętnemu „zarządzaniu strachem” System już dawno temu
unieszkodliwił środowiska konserwatywne. Zawsze można je
bowiem łatwo skłonić do ratowania i popierania Systemu, machając
im przed nosem a to „racją stanu”, a to „sprawą narodową”,
a to „prawem naturalnym”. Poparcie polskich konserwatystów i
narodowców dla kolejnych powstańczych ruchawek było tego smutnym,
cyklicznie powracającym w dziejach Polski memento. Konserwatyzm nie
jest organicznie zdolny do stworzenia alternatywy wobec Systemu i
nigdy ani nigdzie takiej alternatywy nie stworzył. Był zawsze tylko
kwiatkiem do liberalnego kożucha i nie inaczej jest z obecnym
poparciem katolickiej prawicy dla Andrzeja Dudy.
Tylko po co w
takim razie mamienie tymi wszystkimi bajkami o „kontrrewolucji”,
„tradycjonalizmie”, „monarchii”, czy innym „katofaszyzmie”?
Nie lepiej przyznać, że tęskni się co prawda za wymienionymi, ale
uważa je za niemożliwe współcześnie do urzeczywistnienia, więc
w praktyce popiera się prawicę Systemu? I zapisać się np. do PiS,
gdzie założyłoby się np. kółko monarchistyczne? Byłoby łatwiej
i uczciwiej, a wielu młodych ludzi, biorących na poważnie te
wszystkie barwne opowieści, nie doświadczyłoby później bolesnych
rozterek i rozczarowań. Bo narracja typu że „de Maistre i
Donoso Cortés
głosowaliby dziś na Dudę”, jest w istocie poniewieraniem
pamięci Doktorów Kontrrewolucji.
Zmanipulowanie
prawicy katolickiej przez System wynika z dwóch przesłanek: 1)
fetyszyzowania kwestii obyczajowych, oraz 2) uwierzenia w
propagandę Kaczyńskiego, że PO różni się jakoś znacząco w
dziedzinie aksjologii od PiS. Zacznijmy od przyjrzenia się
punktowi drugiemu.
Andrzej
Duda protektorem... liberalnego rozkładu
PiS to polski
odpowiednik historycznej zachodnioeuropejskiej chadecji –
Polska jest dziś na tym samym etapie, na jakim Europa Zachodnia była
w latach 1960., i wydarzenia potoczą się u nas zapewne tym samym
torem, jakim potoczyły się od tamtego czasu w NRF, Włoszech,
Austrii, Francji, Hiszpanii, Japonii, Korei Południowej i innych
krajach Zachodu. W każdym z tych państw, w czasie długoletnich
rządów systemowej prawicy (w niektórych przypadkach przez pewien
czas autorytarnej), bez przeszkód rozwijały się procesy moralnego,
kulturowego i społecznego rozkładu, aż wreszcie okazywało się,
że rządząca prawica nie pasuje już do tak spróchniałych
cywilizacyjnie społeczeństw, i traciła ona władzę. A gdy do niej
wracała, to nie była już tą samą prawicą co wcześniej.
Przyjrzyjmy się,
co działo się pod rządami PiS i Dudy w ostatnich latach: w
państwowych szkołach i w przestrzeni publicznej bez przeszkód
propagowano liberalne podejście do seksualności i patologiczną,
zdegenerowaną seksualność – czy za PRL byłoby do pomyślenia
coś takiego jak „tęczowe piątki” w podstawówkach? Za
rządów PiS się to pojawiło. Nihilistyczną i pornograficzną
truciznę bez przeszkód sączą różne Netflixy i Pornhuby
– czy ktoś w ogóle zająknął się nad zablokowaniem tych
serwisów? Coraz bardziej otwarcie propagują rozkładowe treści i
stosują liberalną cenzurę jankeskie platformy społecznościowe
jak Facebook, Twitter, YouTube, Amazon, Google, które
osiągnęły pozycję faktycznego monopolisty jako kanały
komunikacji i źródła wiedzy o świecie, szczególnie wśród
młodego pokolenia – czy po stronie obozu władzy pojawiły się
głosy by zmusić te giganty do działania w zgodzie z polską
aksjologią lub by zastąpić je polskimi odpowiednikami? W okresie
prezydentury Andrzeja Dudy lewactwo w dużej części przejęło
uczelnie wyższe i w dużym stopniu narzuciło tam swoją poprawność
polityczną - niektórzy z Was, zarówno jako studenci jak i
pracownicy akademiccy, doświadczyli tego na własnej skórze. Czy
PiS choćby zauważył ten problem i nazwał go po imieniu, nie
mówiąc już o przeciwdziałaniu? Za rządów PiS na szeroką skalę
rozwinęły się działania mające skompromitować Kościół
rzymskokatolicki – pomijając wytłumianą zresztą odgórnie
przez rząd inicjatywę własną włodarzy niektórych miast i gmin,
po stronie rządzącej prawicy nie pojawiły się żadne inicjatywy
by np. nie dopuścić do rozpowszechniania filmu „Kler”
Smarzowskiego. Od lat tęczowe flagi wywieszają ambasady UK i
USA, a flagi państwa żydowskiego okupującego Palestynę
niemal od początku pojawiają się na „tęczowych” marszach
(skądinąd, czy wśród Palestyńczyków jest jakiś znaczący „ruch
LGBT”? W Państwie Palestyńskim nawet sam homoseksualizm jest
nielegalny). Za rządów PiS elementem krajobrazu politycznego stały
się już nie tylko coroczne listy szeregu ambasadorów z
poparciem dla Marszów Równości, ale też udział w tych
marszach szeregu pracowników dyplomatycznych. Czy prezydent Duda
cofnął w związku z tym któremuś z ambasadorów akredytację lub
choćby wezwał go do złożenia wyjaśnień
Przed czym zatem
niby chronią nas PiS i prezydent Duda? Różnica pomiędzy
prezydentem Trzaskowskim a prezydentem Dudą polegałaby na tym, że
w przypadku prezydentury Trzaskowskiego ulicami Warszawy przeszedłby
wielki doroczny Marsz Równości, w którym być może maszerowałby
sam prezydent, a w przypadku prezydentury Dudy ulicami Warszawy
przeszedłby wielki doroczny Marsz Równości, podczas gdy prezydent
byłby wtedy na spotkaniu gospodyń wiejskich z Kozichgłowach. W
razie prezydentury Trzaskowskiego „Krytyka Polityczna”
dostawałaby dofinansowanie z budżetu, a w razie prezydentury Dudy
dostawałaby dofinansowanie z Niemiec i od Sorosa. Różnice są
czysto kosmetyczne i nie dotykają istoty problemów. Duda nie
proponuje przeciwdziałania tym problemom ani ich rozwiązywania,
tylko się od nich uchyla lub odmawia ich dostrzeżenia.
Trzaskowski być może patronowałby stwarzającym je środowiskom,
ale i to nie jest pewne.
Technokratyczny
postmodernizm PO
Drugim bowiem, po
dorobieniu PiS gęby „katechona”, udanym kłamstwem Kaczyńskiego,
jest dorobienie PO i w ogóle polskim liberałom gęby „promotorów
mniejszościowych dewiacji” którzy będą zabierać dzieci
rodzicom i oddawać je „gejom” do zgwałcenia. W rzeczywistości,
PO zyskiwała na znaczeniu politycznym tym bardziej, im bardziej była
ugrupowaniem oportunistycznym i asekuranckim. Jeśli ktoś chce
zrozumieć naturę sukcesów PO, niech śledzi działalność i
wypowiedzi Krzysztofa Bosaka, będącego wyrazicielem podobnego
asekuranctwa, bezideowości i oportunizmu wśród narodowców.
Strategią PO pod kierunkiem Tuska było rezonowanie w swojej
polityce powszechnych nastrojów społecznych wśród Polaków, ale
też uwzględnianie presji zagranicy. PO zaczęła ponosić klęski,
gdy zamknęła się w swojej bańce władzy i nadmiernie uzależniła
od zagranicy, tracąc kontakt ze społeczeństwem, przestając
wyczuwać jego nastroje i nie rezonując już ich dłużej.
Oderwawszy się od narodowej bazy, PO zdegenerowała się do
politycznego freak show. Gdyby jednak kiedykolwiek liberałowie
mieli odzyskać władzę w naszym kraju, to nie jako polityczna
menażeria różnych „dzików, łosi, jeleni”, tylko odbudowując
się jako formacja technokratyczna i pragmatyczna. Niepowodzenia
różnych Palikotów, Petru itp. dowodzą dobitnie, że liberalizm
rozumiany jako parada dziwolągów nie ma, póki co, w Polsce racji
bytu.
PO nie będzie
zatem „gwałcić małych dzieci” ani oddawać ich Biedroniowi
dopóty przynajmniej, dopóki wśród Polaków nie będzie na to
społecznego przyzwolenia takiego, jakie istnieje na Zachodzie. Tę
oportunistyczną i konserwatywną filozofię PO wyłożył swego
czasu Bartłomiej Sienkiewicz, przyznając: „Otóż, powiem
szczerze, dziś kwestia in vitro jest niezwykle bolesna dla wielu
osób. Ale jeszcze pięć lat temu ten temat nie istniał. I wtedy
zrobienie wielkiej kampanii pod tytułem „Musimy uregulować in
vitro” to byłaby wojna wszystkich ze wszystkimi. Teraz 80%
społeczeństwa popiera to rozwiązanie – jest moment, żeby
zrobić, co trzeba, koniec, kropka. Związki partnerskie – to samo.
Przemoc w rodzinie – to samo. (…) Teraz jest to coraz
powszechniej akceptowane. (…) To jest pewna zmiana mentalności,
która dokonuje się nie nagle, ale stopniowo. Powiedzenie w tej
chwili, że nie mamy nic przeciwko ślubom homoseksualnym i adopcjom
dzieci przez homoseksualistów – przecież to by wywołało
trzęsienie ziemi! (…) Nie wykluczam, że za ileś lat większość
Polaków będzie się na to zgadzać.” PO nie będzie zatem porywać
katolickich dzieci i wbijać ich na „rożna” różnych Rabiejów
i Śmiszków – przynajmniej, jeśli chce mieć szansę na powrót
do władzy. Nie będzie tęż oczywiście przeciwdziałać szerzeniu
moralnej degeneracji przez krajowe i zagraniczne ośrodki, ale
przecież PiS też temu nie przeciwdziała. Prezydentura Dudy nic w
tej kwestii nie zmieniła, podobnie jak nie zmieniłaby nic istotnego
ewentualna prezydentura Trzaskowskiego (ani repetycja Dudy).
Co zaś do
pamiętanej doskonale gwałtownej liberalnej degeneracji PO po
odejściu Tuska do Brukseli i przejęciu rządów w tej partii
przez Ewę Kopacz, to warto sobie uświadomić, że – czy się to
komuś podoba, czy nie – polskie społeczeństwo, na
przeciągu upływającego wówczas ośmiolecia rządów PO, pomimo że
nie forsowała ona żadnej radykalnej agendy obyczajowej a jedynie
(„po oakeshottowsku”) pozwalała polskiej wspólnocie politycznej
żeglować „po nieograniczonym i niezgłębionym morzu, bez portu,
schronienia, możliwości zarzucenia kotwicy, ani znajomości dokąd
płyniemy” i działać swobodnie różnym kontrkulturowym podmiotom
„trzeciego sektora”, uległo w określonym stopniu liberalnej
degeneracji i partia rządząca po prostu zaczęła zmieniać się
wraz z nim. To na przykład gdzieś od połowy lat 2000. otwarta
dezaprobata dla takich patologicznych zachowań jak mieszkanie bez
ślubu, rozwody, seksy przedmałżeńskie, wiadome zboczenia
seksualne, przestała być społecznie tolerowana i zaczęto ją
odbierać mniej więcej tak, jak odbiera się opowiadanie w
towarzystwie antysemickich dowcipów lub rzucanie „twardymi”
bluzgami. Prezydentura Dudy nie zbudowała dla tych rozkładowych
moralnie i kulturowo procesów żadnych hamulców, tak więc
naiwnością byłoby sądzić, że wraz z nią wyhamowały one i że
Duda je jakkolwiek powstrzymuje lub choćby spowalnia.
Połaniecczyzna
wciąż żywa
Wróćmy na koniec
do pierwszej z przesłanek zmanipulowania prawicy katolickiej przez
System, mianowicie do monomanii „rozporkowej” tych
środowisk. Ma ona swoją praprzyczynę we współczesnej
degeneracji doktryny społecznej Kościoła rzymskokatolickiego do
dwóch w zasadzie haseł: „obrony tradycyjnej rodziny” i „obrony
życia ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci”. Gdy
zapytać kogoś postronnego o stanowisko cywilizacyjne Krk, to
skojarzy sobie zapewne przede wszystkim różne aborcje, eutanazje,
homoseksualizmy, seksy, masturbacje, pornografie i inne tego typu
elementy, od głośnego mówienia o których normalny człowiek się
czerwieni, a nadmierna ekscytacja którymi w ogóle ma charakter
„niemęski”. Doprowadziło to w praktyce do niezdrowej fiksacji
prawicy katolickiej na punkcie „obyczajówki” i tzw. „wartości
rodzinnych”, które – w przypadku ludzi o
katolicko-konserwatywnej identyfikacji ideowo-politycznej – stają
się praktycznie jedynym kryterium oceny danego podmiotu politycznego
(dobrym przykładem jest tu Marek Jurek, którego jedynym
rozpoznawalnym elementem światopoglądu jest odrzucenie aborcji i
zboczeń seksualnych). Kandydat mógłby na przykład opowiadać się
za obowiązkowym oczipowaniem całej populacji i prawem do swobodnego
zawyżania czynszu za wynajem mieszkań i wyrzucania zalegających
przez miesiąc zopłatami rodzin wielodzietnych na bruk, ale jeśli
chodziłby na Msze po łacinie i był przeciwko aborcji, to miałby
zagwarantowane głosy i poparcie prawicowych katolików. U początku
XX wieku Stanisław Brzozowski nazwał taką postawę ówczesnych
katolickich konserwatystów „połaniecczzyzną” - jak
widać, w sto lat później ma się ona wyśmienicie.
Warto więc na
początek zwrócić uwagę, że, niezależnie od zagadnień czysto
konfesyjnych, katolicyzm to nie tylko „sprzeciw wobec aborcji i
LGBT”, ale pewien typ cywilizacji i porządku społecznego,
charakteryzowany między innymi przez takie elementy jak paternalizm,
mutualizm wzajemnie się przenikających i zachodzących na siebie
uprawnień i zobowiązań różnych podmiotów, poddanie również
ekonomii i polityki normom moralnym etc. Społeczny wymiar
katolicyzmu to zatem nie jedynie, ani nawet nie literalnie jakieś
„prawo rodziców do decydowania o wychowaniu dzieci” (a co jeśli
będą chcieli wychować je wedle standardów liberalnych?) i
sprzeciw wobec aborcji. Katolicyzm historycznie postulował by być
przez piastunów władzy odzwierciedlanym w szerzej pojętej
strukturze społecznej, w ustroju gospodarczym i własnościowym, w
etyce politycznej i gospodarczej, w rytmie życia codziennego itp.
Składowe
żywotności wspólnoty politycznej
A wracając do
istoty rzeczy, to do żywotności danej wspólnoty politycznej
potrzebne są w równym stopniu i równocześnie dwa elementy:
zdrowie i prężność moralna i społeczna ludności, oraz
siła i sprawność określającego ramy dla jej życia aparatu
państwowego. „Obyczajówka” zatem to tylko jeden z elementów
układu. A jeśli ktoś powie że to element ważniejszy „bo to
kwestia prawa naturalnego”, to należy mu odpowiedzieć że prawo
naturalne potrzebuje instrumentów egzekucji – czyli niezależnego
i sprawnego państwa. Bez niezależnego i silnego państwa nie da
się stworzyć ani zabezpieczyć warunków życia i twórczości
ludu. Bez zdrowego i żywotnego ludu nie da się zaś zbudować
ani na dłuższą metę utrzymać silnego i sprawnego państwa.
Obydwa elementy są więc ważne i sobie współzależne.
Demontaż
państwa polskiego pod rządami Dudy
Jak na tym tle
prezentuje się Andrzej Duda i cały obóz PiS? Jak najgorzej, bo
sponiewieranie państwa polskiego i cedowanie kolejnych jego
rdzeniowych funkcji – już nie tylko zewnętrznych ale też
wewnętrznych – na podmioty trzecie są za rządów tego
prezydenta i tej formacji bezprecedensowe. Symbolem tej degradacji
państwa polskiego stał się właśnie sam Andrzej Duda podpisujący
na stojąco umowę z USA. I nie chodzi o to, że prezydent Trump
podpisując, siedział, a prezydent Duda przy tym stał, bo takie
sceny to norma i codzienność w dyplomacji, tylko o to, że
prezydent Duda podpisując stał i upychał swoją kartkę na rogu
biurka przy którym siedział Trump, bo coś takiego to jak scena z
kiepskiej komedii, nieobecna bynajmniej nigdy w tradycji
dyplomatycznej, ani nawet w normalnych stosunkach towarzyskich – to
tak jakby jeden z partnerów jadł obiad siedząc za stołem w
restauracji, a drugi przykucnął ze swoim talerzem obok, przy rogu
stołu. Tak zachowuje się kelner i rzeczywiście, Polska
prezydenta Dudy stała się kelnerem na posyłki Trumpa.
McRzeczpospolita
scedowała na rzecz Waszyngtonu politykę bezpieczeństwa i w
większości też zagraniczną, zaopatrzenia sił zbrojnych
w broń i sprzęt wojskowy, zaopatrzenia
kraju w nośniki energii, pozwala na swobodne działania
armii, dyplomacji i służb specjalnych USA na swoim terytorium bez
konieczności choćby informowania o tym strony polskiej (o
konferencji antyirańskiej w naszym kraju władze w Warszawie
dowiedziały się z jankeskiej prasy, podobnie o rozmieszczaniu w
Polsce kolejnych jednostek armii USA), pozwala USA decydować o
ustroju wewnętrznym państwa polskiego i
strukturze jego organów, jego polityce historycznej
i cenzurowaniu określonych treści w infosferze, w istocie
wyłącza spod polskiej jurysdykcji firmy z USA które przechodzą
pod nadzór ambasador tego państwa w Warszawie, pozwala
Waszyngtonowi monopolizować całą polską telekomunikację –
od technologii komórkowych po platformy i portale społecznościowe.
W takiej sytuacji, nie może być mowy, bo brak jest do tego
narzędzi, o zaprowadzeniu sanacji moralnej w kraju. Przekonała się
o tym nawet „Gazeta Polska”- złajana przez ambasador USA,
gdy zaczęła dystrybuować nieprawomyślne naklejki; zresztą czy
incydent ten wywołał jakąkolwiek reakcję Andrzeja Dudy? Niechby
nawet prostą deklarację, że „Polska samodzielnie określać
będzie swoją aksjologię”? Oczywiście nie, i to jest miarą
ile sensu ma upatrywanie w Dudzie moralnego „katechona”- pozuje
on na takiego jedynie wtedy, gdy w Alejach Ujazdowskich 29/31 nie
mają nic przeciwko.
Powtórzmy to
tymczasem, sanacji moralnej w kraju nie da się dziś
przeprowadzić, nie zrywając z Zachodem i nie odwracając się od
niego. Każdą próbę dokonania takiego uzdrowienia wewnątrz
bloku zachodniego, lub – o kuriozum! – w oparciu o Zachód,
zablokują rozmaite ośrodki zachodnie: ONZ, Niemcy, UE, zachodnie
korporacje i „organizacje pozarządowe”, a jako ostateczny
argument pozostanie zawsze siła militarna USA (Z formalno-prawnego
punktu widzenia, nie da się już dziś na Zachodzie, na przykład,
wprowadzić kary śmierci lub zdelegalizować homoseksualizmu). A do
zerwania z Zachodem potrzebne jest silne państwo: kontrolujące
własną infosferę i gospodarkę oraz dysponujące instrumentami
działania w obydwu tych obszarach (choć niekoniecznie całkowicie
te obszary upaństwawiające); posiadające zdolną do samodzielnego
spełniania swoich funkcji armię i formacje pomocnicze oraz
zaopatrujący je własny przemysł; gospodarczo, na ile to możliwe,
samowystarczalne i niezależne – by móc znieść ewentualne
sankcje; ze zorganizowanym i wychowanym do surowości i ascezy
społeczeństwem. Andrzej Duda w żadnej z tych dziedzin nie
przedstawia żadnej wartości, a wręcz szkodzi na bezprecedensową
dotychczas skalę. Gdyby natomiast pojawił się kandydat niechby
nawet umiarkowanie liberalny obyczajowo, ale dążący do odtworzenia
samodzielnej polskiej państwowości, to należałoby go, mimo jego
błędnych poglądów kulturowych, poprzeć „z zaciśniętymi
zębami”. Bowiem „obyczajówka” to nie wszystko.
Ideowo-kulturowa
indolencja Dudy
Andrzej Duda
patronuje i aktywnie uczestniczy w demontażu polskiej państwowości
i amerykanizacji narodu polskiego, w dziedzinie obyczajowej zaś nie
robi nic. A przecież nawet nie mając kompetencji - mógłby:
wiadomo już dziś na przykład, że pełnej ochrony życia ludzkiego
na jego prenatalnym etapie nie wprowadzi się w naszym kraju metodą
„parlamentarnego zamachu stanu”, przepychając „cichaczem”
odpowiednią nowelę odnośnej ustawy w sprzyjających
okolicznościach, bo każda taka próba wywoła masowy społeczny
protest, zapewne zresztą przynajmniej po części inspirowany z
zewnątrz. Jeśli zaś nawet taka ustawa by przeszła, to
zainteresowani wykonywali by nielegalnie aborcje w podziemiu lub za
granicą, rozwinąłby się przemyt środków wczesnoporonnych itp.
Taką zmianę można wprowadzić jedynie wychowując społeczeństwo
do ochrony życia poczętego – tak by nawet po zwycięstwie
politycznym liberałów, nie odważyli się oni ruszyć ustawy
chroniącej życie, w obawie przed jakimś „Majdanem” na ulicach
Warszawy. I tu właśnie pojawia się rola prezydenta, który
mógłby patronować i animować kampanie społeczne mające
uświadomić do odrzucenia aborcji. Do tego nie są nawet
potrzebne osobne kompetencje – wystarczy dostęp do kamery i trochę
kapitału na zbudowanie stosownego ruchu społecznego i organizacji.
Duda oczywiście nie przedsięwziął w tej (ani żadnej innej)
dziedzinie zupełnie nic. A gdyby pojawił się kandydat który
takie działania by podjął, niechby nawet był przy tym
umiarkowanie liberalny geopolitycznie, to też - „z zaciśniętymi
zębami” - należałoby go poprzeć. Bo „obyczajówka”, choć
nie jest horyzontem tego co ma znaczenie, to jednak jest również
ważna – by utrzymać działanie machiny państwowej, potrzebny
jest bowiem zdrowy, żywotny, kulturalny i uporządkowany wewnętrznie
lud, stanowiący jego poddanych.
Podsumowując
więc, Andrzej Duda nie przedstawia żadnej „wartości dodanej”
by na niego głosować; nie jest twórczym ośrodkiem w dziedzinie
kultury ani moralności, a hamulcowym dla liberalnych zmian też nie
jest, bo te za jego prezydentury rozwijają się w najlepsze –
za czasów Komorowskiego za chodzenie po ulicy z tęczową torbą na
ramieniu można było zostać pobitym, przez kilka lat rządów PiS
takie tęczowe torby nosić zaczęły powszechnie małe dzieci, młode
kobiety i młodzież. I rozkład ten będzie postępował również w
przypadku pozostania Dudy przy władzy – takie czy inne brzmienie
jednej lub drugiej ustawy nic nie zmieni, bo do określenia porządku
społecznego nie wystarczy samo istnienie ustawy (zwłaszcza gdy jest
ona konserwatywna jedynie powierzchownie – jak ma to miejsce w
przypadku McRzeczpospolitej). Jeśli chodzi zaś o status państwa
polskiego i polskiej wspólnoty politycznej, Andrzej Duda
przejdzie do historii jako ten prezydent i najwyższy zwierzchnik sił
zbrojnych, który sprowadził do Polski ponownie obce wojska,
rozkręcił kampanię propagandową na rzecz społecznej akceptacji
tego faktu („Razem bezpieczni”), i przy każdej stosownej i
niestosownej okazji domaga się by przybyło do naszego kraju jeszcze
więcej obcych wojsk. Osoby na niego głosujące i go popierające,
są za te działania współodpowiedzialne.
Także nie
płaczcie, drodzy Koledzy-Katolicy, za rok lub dwa, że „Duda nas
oszukał” gdy ów zablokuje kolejną ustawę antyaborcyjną lub
„ulegnie” i zalegalizuje na przykład związki partnerskie. Bo
dla każdego niezaślepionego PiS-owską propagandą o rzekomo
czyhającym za rogiem „polskim Zapatero” taki rozwój wypadków
jest oczywisty i łatwy do przewidzenia. Ja Was jedynie
przestrzegam...
Pozorna
alternatywa Trzaskowskiego
Co zaś do „drugiej strony”
wyborczej barykady, to również praktycznie wszyscy moi znajomi
konserwatywni endecy deklarują głosowanie w drugiej turze
wyborów prezydenckich na Rafała Trzaskowskiego, „bo będzie
on wetował ustawy PiS” i „zapewni pluralizm
polityczny wobec groźby neo-sanacji”. Działanie takie nie ma
sensu a jedynym jego skutkiem będzie kompromitacja i dalsza izolacja
na prawicy osób i środowisk składających takie deklaracje.Jakie
bowiem ustawy PiS blokowałby prezydent Trzaskowski i czego
dotyczyłby ów pluralizm?
Czy prezydent Trzaskowski blokowałby wazeliniarską politykę
PiS wobec USA i państwa żydowskiego?Czy prezydent Trzaskowski blokowałby działania rządu PiS wrogie wobec Rosji, Chin, Iranu i Białorusi? Czy blokowałby działania rządu PiS zmierzające do przekształcenia Ukrainy w antyrosyjską szpicę, nawet za cenę pogrążenia tego kraju w wojnie i zapaści cywilizacyjnej, a przy okazji cenzury polskiej pamięci historycznej i kompletnego upodlenia Polski wobec ukraińskich nacjonalistów?
Czy prezydent Trzaskowski blokowałby działania PiS zmierzające do przekształcenia polskiej armii z instytucji mającej na celu zapewnienie bezpieczeństwa własnego państwa w siły ekspedycyjne pozostawione do dyspozycji Pentagonu i całkowicie zależne sprzętu z USA kupowanego na dowolnie dyktowanych przez stronę jankeską warunkach? Czy blokowałby zwiększanie kontyngentu wojsk USA w naszym kraju? Czy prezydent Trzaskowski blokowałby działania rządu PiS całkowicie podporządkowujące polskie służby specjalne USA i zmierzające do przekształcenia Polaków i Kościoła katolickiego na Wschodzie w „zasoby bojowe” przeciw Rosji?
Czy prezydent Trzaskowski blokowałby działania rządu PiS podejmowane pod dyktando Ustawy 447 lub ambasador USA? Czy blokowałby szkodliwe dla Polski kontrakty na dostawy gazu skroplonego z USA i zakupy produktów jankeskiego przemysłu zbrojeniowego? Czy blokowałby otwarcie polskiego rynku na GMO z USA , ewentualną transatlantycką strefę wolnego handlu, dopuszczenie do Polski firm z USA deklarujących gotowość chipowania polskich obywateli?
Czy prezydent Trzaskowski blokowałby działania rządu PiS skierowane przeciwko Chinom, jak choćby ograniczenia dostępu dla firm chińskich do polskiego rynku telekomunikacyjnego na rzecz firm z USA? Czy blokowałby przedłużanie sankcji przeciwko Rosji i działania mające sparaliżować jakąkolwiek komunikację i kontakty polsko-rosyjskie (z ruchem turystycznym i wymianą kulturalną włącznie)?
Czy prezydent Trzaskowski paraliżowałby demoralizującą i otępiającą politycznie „politykę historyczną” PiS i chuliganerkę IPN? Czy blokowałby usuwanie z przestrzeni publicznej upamiętnień ludzi i środowisk niepasujących do PiS-owskiej ideologii ale twórczo zasłużonych dla Polski lub mających heroiczną kartę walki z okupantem niemieckim lub męczeństwa doznanego z jego strony? Czy prezydent Trzaskowski blokowałby PiS-owską politykę heroizacji najbardziej samobójczych aktów w polskiej historii i demoralizowania tym społeczeństwa i młodego pokolenia?
Czy Rafał
Trzaskowski ma w którejkolwiek z tych spraw, bardzo istotnych dla
obecnej kondycji i przyszłości polskiej wspólnoty politycznej,
zdanie w czymkolwiek odmienne od PiS? Oczywiście nie – panuje tu
pełna zgodność między nim i obozem z którego wyrasta a
obecnym obozem władzy. We wszystkich tych obszarach obóz
obecnie rządzący i liberalna pseudoopozycja są w istocie jednym
obozem, mianowicie politycznym monolitem. W kwestii pogłębiania
zależności naszego kraju od Waszyngtonu, konfliktowania nas z
każdym kogo nie lubi się w USA, oraz przyzwolenia na dowolnie
daleko idące poniżanie Polski przez każdego na kim zależy
Waszyngtonowi, cała kartelowa scena polityczna w Polsce jest
monolitem i działa jednolicie. W kwestii zatruwania polskiej
świadomości historycznej nienawiścią do wszystkiego co
niedemokratyczne i jakkolwiek powiązane z Rosją, w demoliberalnym
kartelu politycznym również panuje pełna zgoda – co najwyżej
różnią się akcenty, bo dla jednych punktem odniesienia
będzie„niekomunistyczna lewica niepodległościowa”, dla innych
Piłsudski, a dla jeszcze innych skrajni nacjonaliści. Rafał
Trzaskowski zupełnie niczym się tu nie wyróżnia - ani zatem nie
wnosi żadnego pluralizmu, ani nie daje szansy na blokowanie
szkodliwej polityki PiS. W wymienionych kwestiach zapewne „wykazałby
się odpowiedzialnością” i wspierał nawet najbardziej szkodliwe
i ekstremistyczne działania PiS, a PiS równie „odpowiedzialnie”
wspierałby w tych obszarach równie szkodliwe i ekstremistyczne
działania prezydenta Trzaskowskiego. Ktoś tu chyba zapomniał, że
w czasach Majdanu PO występowała wspólnie z PiS a politycy obydwu
partii razem jeździli do Kijowa.
W czym Trzaskowski
różni się od Dudy
Co natomiast zapewne blokowałby
prezydent Trzaskowski i w jakich obszarach stwarzał pluralizm,
odróżniając się od obecnego obozu rządzącego?
Blokowałby działania konserwatywne kulturowo (gdyby takie
były) oraz wspierał postmodernistyczny nihilizm i moralną
patologię – wojujący antykatolicyzm, aborcję, propagację
zboczeń seksualnych i degeneracji obyczajowej, „genderyzm” itp.Blokowałby działania uderzające w liberalną międzynarodówkę (gdyby takie były) – różnych Sorosów, TVN-y, „antyfaszystów” i wszelkie lewactwo spod znaku walki z „patriarchatem”, „rasizmem”, „menspreadingiem” etc.
Blokowałby politykę prospołeczną i solidarności społecznej (nawet gdyby nabrała ona sensu) – przeciwstawiając temu ekonomiczny liberalizm i interesy „młodych, wykształconych, z wielkich miast”.
Blokowałby PiS-owskie uderzenia w sądy i różne inne demoliberalne instytucje, koterie, korporacje, sitwy itp. co z naszego punktu widzenia nie ma żadnego znaczenia, bo wojenki między PiS-owcami a liberalnymi prawnikami, nauczycielami czy dziennikarzami nie są po prostu naszymi wojenkami.
Podsumowując:
Rafał Trzaskowski nie przedstawia żadnej alternatywy ani niczym
nie odróżnia się od PiS w kwestiach znaczących dla państwa
polskiego i polskiej wspólnoty politycznej. Pluralizował by
istniejący układ polityczny jedynie w ten sposób, że wzmacniałby
w nim elementy liberalne i postmodernistyczne. Głosowanie na
niego nie ma więc zwyczajnie sensu.
Co powinien
reprezentować podmiot wart poparcia?
Osobiście
nie głosowałem w pierwszej turze wyborów i nie zamierzam też
głosować w ich drugiej turze. Po części dlatego, że nie
akceptuję ustroju demoliberalnego i wyłaniania władzy metodą
czteroprzymiotnikowych wyborów, ale przede wszystkim dlatego, że
wśród kandydatów nie było polityka, którego program byłby
atrakcyjny w perspektywie tego, jakie są obiektywne potrzeby
polskiej wspólnoty politycznej, zaś głosowanie na tzw. „mniejsze
zło” uważam za głosowanie z pobudek tchórzowskich i nigdy bym
się do czegoś takiego nie zniżył.
Żeby jednak nie poprzestać na
krytykanctwie, przedstawiam poniżej zarys profilu kandydata (lub
też ugrupowania), którego mógłbym poprzeć – nie tylko
zresztą głosowaniem na niego, a nawet nie przede wszystkim
głosowaniem na niego. Podmiot taki musiałby:
1. opowiadać się za protekcjonizmem oraz selektywnym
interwencjonizmem gospodarczym, mianowicie odbudową
państwowych przedsiębiorstw lub nacjonalizacją istniejących w
strategicznych gałęziach gospodarki, a także stworzeniem
warunków rozwoju małych przedsiębiorstw w pozostałych gałęziach
gospodarki i ochroną krajowego rynku tam gdzie to zasadne.
„Idealną”strukturę gospodarczą wyobrażam sobie jako pewną,
raczej niewielką liczbę państwowych „molochów” w sektorach
strategicznych i wielkonakładowych (choć zapewne generowałyby one
wyraźną większość PKB i były kołem zamachowym gospodarki),
pozostałe zaś jakieś 90% zatrudnienia realizowałyby firmy
rodzinne, prywatne sklepiki, produkujące na własny użytek i na
rynek lokalny gospodarstwa rolne, zakłady rzemieślnicze i
usługowe, różne kooperatywy, spółdzielnie etc. a gospodarka
pieniężna byłaby dodatkowo suplementowana przez ekonomię
wymiany, ekonomię współdzielenia, ekonomię daru itp.
4. opowiadać się za odbudową podmiotowości zewnętrznej i strategicznej państwa polskiego. Warunkami początkowymi są: a) usunięcie obcych wojsk z terytorium państwa polskiego; b) wycofanie polskich wojsk z udziału we wszelkich agresjach USA i bloku zachodniego; c) zerwanie wszelkich kontraktów zbrojeniowych z USA i zaprzestanie zakupów tam sprzętu wojskowego (bonusowo jeszcze wydalenie urzędującego ambasadora USA, jeśli zachowywałby się tak jak obecna przedstawiciel tego państwa). To powinny być decyzje podjęte już „pierwszego dnia” po objęciu władzy. W dalszej kolejności należałoby: przywrócić poprawne stosunki z Rosją oraz, na ile by się dało, z Niemcami i Francją (warunkiem w odniesieniu do tych dwóch ostatnich państw byłoby niewtrącanie się przez nie do polskich spraw wewnętrznych i nie atakowanie polskiej aksjologii), zacieśnić kontakty z Chinami i Turcją, odbudować polski przemysł zbrojeniowy, przywrócić prawidłową strukturę sił zbrojnych i dokonać militaryzacji narodu, wystąpić z NATO, inicjować budowanie bloku eurazjatyckiego wokół Nowego Jedwabnego Szlaku.
2. w kulturze: zwrot ku formom symbolicznym, ezoterycznym, sakralnym, ponowne „zaczarowanie świata”.
3. w polityce: sakralizacja władzy, nadanie jej odniesień i treści metafizycznych, zbudowanie dla niej formuł quasi-monarchicznych (choć z zachowaniem elastyczności – w praktyce optymalny wydaje się obecny model chiński, dawniej realizowany w faszyzmie, dający możliwość dożywotniego sprawowania władzy, choć z periodyczną weryfikacją przez „arystokratyczną” elitę).
4. w polityce zagranicznej: aktywne zaangażowanie w ramach Globalnego Sojuszu Rewolucyjnego: Polska, jak w latach 1970., powinna być bazą i dostarczać przeszkolenia i wsparcia dla bojowników walczących z globalnym demoliberalizmem: zachodnioeuropejskich antysystemowców, palestyńskich niepodległościowców, Hezbollahu, różnej maści nieumoczonych zbrodniami islamistów, powinna być miejscem schronienia dla zdrowych elementów uchodzących z Zachodu przed tamtejszym „państwem terapeutycznym” i „kulturowym ubogacaniem” przez rapefugees – tak więc np. rodzin zagrożonych odebraniem dzieci lub ich demoralizacją przez tamtejsze państwa i ich instytucje, osób prześladowanych z powodów religijnych lub światopoglądowych, czy po prostu niechcących żyć w tamtejszym syfie (uważam, że można by nawet otworzyć się na ewentualnych białych uchodźców z Afryki Południowej). Polska, jak Kuba, powinna znaleźć sobie jakąś niszę (lekarze, księża, eksport broni, ochotnicy wojskowi) i być w tej dziedzinie aktywna wszędzie tam, gdzie ludzie powstają przeciw demoliberalnemu Systemowi i imperializmowi USA oraz Zachodu.
5. w polityce socjalnej; odejście od bezsensownego rozdawnictwa typu 500+ na rzecz podaży dóbr rzeczywiście potrzebnych i sprzyjających prężności i żywotności społeczeństwa: tanich mieszkań dla rodzin, pracy zdalnej dla rodziców, darmowego transportu publicznego, wolnego dostępu do dóbr kultury w internecie itp.
6. w polityce historycznej: ogniskowanie jej wokół wątków „tworzycielskich”, „pozytywnych”, „ekspansjonistycznych”, "jednoczycielskich", a także solidarności całej polskiej wspólnoty politycznej, jej samowystarczalności i jej ciągłości historycznej, tak więc jej organicznego charakteru – akcentować powinno się wątki państwotwórcze, organizatorskie, przysparzające polskiej wspólnocie politycznej potęgi i chwały.
Punkt ten
obejmuje też wystąpienie z UE i WTO, co zresztą byłoby
nieuniknione wobec niedopuszczania przez te gremia polityki
protekcjonistycznej. Imperatywem jest tu względna autonomia i
samowystarczalność ekonomiczna – w tym szczególnie w
dziedzinie zdrowej żywności (bez GMO, chemizacji, przesadnej
mechanizacji).
2. opowiadać się za protekcjonizmem i sanacją oraz rozumnym
mecenatem w ideosferze; mam na myśli ograniczenie i
metodyczne dążenie do całkowitego zablokowania zachodniej
demoliberalnej propagandy szerzonej za pośrednictwem różnych
fundacji, „organizacji pozarządowych”, „ośrodków
analitycznych”, jak również popkultury, wydawnictw,
kinematografii, produkcji tak czy inaczej rozumianej telewizji,
internetu itp. Dziedzina ta to prawdziwa „stajnia Augiasza”, bo
żadna w zasadzie siła polityczna w Polsce nie miała dotychczas
odwagi jej dotknąć.
Należałoby
zacząć choćby od takich kroków jak wymuszenie na „wielkiej
czwórce” (Google, Apple, Facebook, Amazon) szanowania polskiej
aksjologii, kultury, tradycji, religii i zaprzestania dyskryminacji
wedle własnego widzi mi się podmiotów działających na tych
platformach zgodnie z polskim prawem. Kolejna sprawa to
zablokowanie coraz bardziej nachalnego propagowania wiadomych
zboczeń seksualnych i ogólnej moralnej i obyczajowej degeneracji
(np. przez wyśmiewanie rodziny, dzietności, tradycyjnych
obyczajów, propagowanie hedonistycznych i egoistycznych postaw
życiowych). Kolejna rzecz od której warto by zacząć, to
ograniczenie zalewu angielszczyzny przez ustawową ochronę
języka polskiego na wzór Prawa Taubona.
W kolejnych
etapach należałoby pomyśleć m.in. o stopniowej eliminacji
tego co w Rosji i na Węgrzech nazywa się „zagranicznymi
agentami”, czyli różnych podejrzanych „fundacji”,
„stypendiów” itp. przy pomocy których różne frakcje
zachodniej globalnej oligarchii urabiają sobie w Polsce
podwykonawców i zwolenników. Potrzebna byłaby też nacjonalizacja
kinematografii i telewizji i odbudowa państwowych wydawnictw oraz
ogólnokrajowej sieci księgarń (może przez renacjonalizację
EMPIK-u? „EMPIK w każdej miejscowości powyżej 1000
mieszkańców”?) gwarantujących nie tylko dostęp do
wartościowych treści, które dziś są eliminowane w ramach
kapitalistycznej selekcji negatywnej, ale też zwyczajnie
blokujących zalew kapitalistycznej antykultury z jej wulgarnością,
prymitywem, demoralizacją etc. Należałoby też prowadzić
intensywną kampanię przeciwko akceptacji dla przerywania ciąży
– gdy przytłaczająca większość społeczeństwa aktywnie
domagałaby się zmiany obecnego prawa w kierunku wyeliminowania
takiej możliwości, należałoby przywrócić normalność,
zmieniając stosowną ustawę.
Etapem
końcowym byłaby kontrola internetu na wzór chiński a
następnie całkowita eliminacja oligopolu GAFA i stworzenie
własnego internetu – jeśli by się dało, to we współpracy z
innymi państwami „antyliberalnego archipelagu”. Do tego też
całkowita blokada różnych "Netflixów" i podobnego
sortu liberalnej kloaki.
3. opowiadać się za wzmocnieniem władzy głowy państwa
oraz tworzeniem alternatywnego pionu władzy, który stopniowo
marginalizowałby znaczenie parlamentu (którego kadencja
powinna zostać skrócona, ordynacja zmieniona w ten sposób by
maksymalnie rozdrobnić jego skład i sparaliżować jego zdolność
decyzyjną, a kompetencje przesunięte na inne organa władzy).
Zasada demokratyczna, a już szczególnie w odmianie
demokratyczno-liberalnej, tym bardziej w wersji
parlamentarno-gabinetowej, jest po prostu złym, niefunkcjonalnym,
zbyt energochłonnym, społecznie i kulturowo rozkładowym
paradygmatem rządzenia. Zastąpić ją należy zasadą
hierarchiczno-inicjacyjną, tak więc zasadą platonizmu
politycznego, łączącą decyzyjność i elastyczność
struktury władzy. Elita władzy musi być wyłaniana w drodze
kooptacji w oparciu o kwalifikacje moralne, merytoryczne, oraz o
wniesione zasługi. Wart poparcia kandydat powinien mieć program
stworzenia takiego „zakonu politycznego” - czy to w
formie jakiejś „organizacji równoległej” do oficjalnych
struktur władzy, czy monopartii rządzącej, czy czegoś podobnego.4. opowiadać się za odbudową podmiotowości zewnętrznej i strategicznej państwa polskiego. Warunkami początkowymi są: a) usunięcie obcych wojsk z terytorium państwa polskiego; b) wycofanie polskich wojsk z udziału we wszelkich agresjach USA i bloku zachodniego; c) zerwanie wszelkich kontraktów zbrojeniowych z USA i zaprzestanie zakupów tam sprzętu wojskowego (bonusowo jeszcze wydalenie urzędującego ambasadora USA, jeśli zachowywałby się tak jak obecna przedstawiciel tego państwa). To powinny być decyzje podjęte już „pierwszego dnia” po objęciu władzy. W dalszej kolejności należałoby: przywrócić poprawne stosunki z Rosją oraz, na ile by się dało, z Niemcami i Francją (warunkiem w odniesieniu do tych dwóch ostatnich państw byłoby niewtrącanie się przez nie do polskich spraw wewnętrznych i nie atakowanie polskiej aksjologii), zacieśnić kontakty z Chinami i Turcją, odbudować polski przemysł zbrojeniowy, przywrócić prawidłową strukturę sił zbrojnych i dokonać militaryzacji narodu, wystąpić z NATO, inicjować budowanie bloku eurazjatyckiego wokół Nowego Jedwabnego Szlaku.
Te cztery
punkty to absolutne podstawy. Ktoś, kto nie przedstawia w żadnym z
wymienionych obszarów nic sensownego, jako kandydat nie jest wart
zainteresowania i poświęcania mu naszego czasu. Nie ma znaczenia,
czy program taki „sprzedałby się wyborczo” – jeśli w danym
momencie by się nie sprzedał, powinno się prowadzić pracę
organizacyjną i formacyjną, do momentu gdy stanie się on
możliwy do politycznego przeforsowania (niekoniecznie bynajmniej
drogą demokratyczno-wyborczą). Nawet jeśli ktoś miałby do końca
życia stać na takim stanowisku jedynie jako jednostka, to
należałoby pracować indywidualnie, bo po prostu są to
postulaty słuszne.
Co warto by było, by reprezentował podmiot wart
poparcia?
Wśród
elementów pobocznych, które byłyby na pewno istotnymi
plusami, aczkolwiek dany podmiot nie musiałby koniecznie
reprezentować ich już na początku byłyby np.:
1. w gospodarce: imperatywy „bardziej być, niż mieć”
i „małe jest piękne”, czyli wytwarzanie na miarę potrzeb a
nie chciwości i pychy, odejście od niechby nawet wyrafinowanego
epikureizmu ku zdrowej ascezie i surowości, powrót do harmonii z
naturą, promowanie deglomeracji i odbudowy wsi, promowanie
bankowości bez lichwy i odejście od rynków tzw. "papierów
wartościowych".2. w kulturze: zwrot ku formom symbolicznym, ezoterycznym, sakralnym, ponowne „zaczarowanie świata”.
3. w polityce: sakralizacja władzy, nadanie jej odniesień i treści metafizycznych, zbudowanie dla niej formuł quasi-monarchicznych (choć z zachowaniem elastyczności – w praktyce optymalny wydaje się obecny model chiński, dawniej realizowany w faszyzmie, dający możliwość dożywotniego sprawowania władzy, choć z periodyczną weryfikacją przez „arystokratyczną” elitę).
4. w polityce zagranicznej: aktywne zaangażowanie w ramach Globalnego Sojuszu Rewolucyjnego: Polska, jak w latach 1970., powinna być bazą i dostarczać przeszkolenia i wsparcia dla bojowników walczących z globalnym demoliberalizmem: zachodnioeuropejskich antysystemowców, palestyńskich niepodległościowców, Hezbollahu, różnej maści nieumoczonych zbrodniami islamistów, powinna być miejscem schronienia dla zdrowych elementów uchodzących z Zachodu przed tamtejszym „państwem terapeutycznym” i „kulturowym ubogacaniem” przez rapefugees – tak więc np. rodzin zagrożonych odebraniem dzieci lub ich demoralizacją przez tamtejsze państwa i ich instytucje, osób prześladowanych z powodów religijnych lub światopoglądowych, czy po prostu niechcących żyć w tamtejszym syfie (uważam, że można by nawet otworzyć się na ewentualnych białych uchodźców z Afryki Południowej). Polska, jak Kuba, powinna znaleźć sobie jakąś niszę (lekarze, księża, eksport broni, ochotnicy wojskowi) i być w tej dziedzinie aktywna wszędzie tam, gdzie ludzie powstają przeciw demoliberalnemu Systemowi i imperializmowi USA oraz Zachodu.
5. w polityce socjalnej; odejście od bezsensownego rozdawnictwa typu 500+ na rzecz podaży dóbr rzeczywiście potrzebnych i sprzyjających prężności i żywotności społeczeństwa: tanich mieszkań dla rodzin, pracy zdalnej dla rodziców, darmowego transportu publicznego, wolnego dostępu do dóbr kultury w internecie itp.
6. w polityce historycznej: ogniskowanie jej wokół wątków „tworzycielskich”, „pozytywnych”, „ekspansjonistycznych”, "jednoczycielskich", a także solidarności całej polskiej wspólnoty politycznej, jej samowystarczalności i jej ciągłości historycznej, tak więc jej organicznego charakteru – akcentować powinno się wątki państwotwórcze, organizatorskie, przysparzające polskiej wspólnocie politycznej potęgi i chwały.
Zestawiać
się przy tym powinno różne koncepcje polskiego patriotyzmu:
patriotyzm Bolesława Śmiałego i patriotyzm biskupa Stanisława,
patriotyzm sarmacki i patriotyzm Oświecenia, patriotyzm
Konfederacji Barskiej i patriotyzm Stanisława Augusta, patriotyzm
powstańców i patriotyzm lojalistów, patriotyzm romantyków i
patriotyzm pozytywistów, patriotyzm tych którzy polskością się
upajali i tych którzy z polskością się zmagali, patriotyzm
Piłsudskiego i patriotyzm Dmowskiego, patriotyzm Emigracji,
patriotyzm podziemia i patriotyzm legalistów jak Piasecki,
patriotyzm Gomułki i patriotyzm Wyszyńskiego, patriotyzm
Jaruzelskiego i patriotyzm „Solidarności”. Te wszystkie
koncepcje powinno się konfrontować, zderzać, rozważać ich
wszystkie „pro” i „contra” - w kinematografii, w szkołach,
w publicystyce, w eseistyce historycznej, w teatrze, w debatach
publicznych i w telewizji.
Chodziłoby
o to, by polityka historyczna nie była ideologizowaniem historii,
by nie wychowywała zideologizowanych fanatyków z ideologicznymi
klapkami na oczach, lecz by kształciła rozumność i dojrzałość
polityczną i wychowywała naród świadomy swych osiągnięć i
błędów, mocnych stron i niedostatków, potrafiący świadomie
decydować o sobie, rozumiejący treść i znaczenie swoich wyborów,
oraz umiejący sobie wyjaśnić dlaczego są one właśnie takie a
nie inne.
To już
jednak oczywiście bardziej śmiała i dalekosiężna wizja.
Ronald Lasecki
Komentarze
Prześlij komentarz