Pod Ambasadą Białorusi wygraliśmy

 

 

Trwająca na ulicach białoruskich miast od niemal dwóch tygodni konfrontacja pomiędzy przeciwnikami a zwolennikami białoruskiego prezydenta Aleksandra Łukaszenki 22. sierpnia odbiła się też skromnym echem przed ambasadą Białorusi w Warszawie. Odbyła się tam około dwudziestoosobowa pikieta, której uczestnicy wyrazili swoje poparcie dla białoruskiego przywódcy oraz jego polityki zachowania Białorusi jako państwa socjalnego i niezależnego od Zachodu, jak również sprzeciw wobec prób destabilizacji Białorusi przez ośrodki zachodnie, wśród których prym, niestety, wiedzie dziś Polska. Sam byłem uczestnikiem tej demonstracji, mogę zatem jako naoczny świadek stwierdzić, że odniosła ona zdecydowane zwycięstwo frekwencyjne i moralne nad liberalną kontrpikietą naszych oponentów.


Zwolenników westernizacji Białorusi było po prostu mniej; zgromadziło się ich może nieco ponad dziesięć osób. Różnica na naszą korzyść może nie była przytłaczająca, ale jednak wyraźnie dostrzegalna. Nabrała jeszcze większej wyrazistości, gdy przyszło do wykrzykiwania haseł: nasze „Za Baćku!”, „Za Biełaruś!”, „Aleksander Łukaszenko!” i inne nie były w zasadzie równoważone przez nic podobnie donośnego po „drugiej” stronie. Liberałowie próbowali jedynie „doklejać” do naszych haseł różne swoje wtrącenia, to jednak jeszcze bardziej uwidaczniało różnicę między obydwiema grupami, bowiem o ile hasła po „naszej” stronie rozbrzmiewały wyraźnie i donośnie, o tyle te po stronie liberalnej brzmiały niczym popiskiwanie myszki.


Różnice moralne zaczęły się od tego, że pikieta liberałów nie była zarejestrowana. Zaraz więc gdy policja została w tym uświadomiona, rozdzieliła obydwie demonstracje. Liberałowie próbowali się awanturować i wykłócać – policji zarzucali „łamanie konstytucji” a nam „antysemityzm” - jeszcze zanim formalnie nasza demonstracja się rozpoczęła i ktokolwiek zdążył coś powiedzieć. Po jednej stronie mieliśmy zatem dobrze zorganizowaną i nie naruszającą porządku publicznego (choć politycznie i ideowo antysstemową!) pikietę zwolenników ładu na Białorusi, po drugiej zaś zwolenników zewnętrznej anarchizacji tego państwa w osobach agresywnych pieniaczy, próbujących wszczynać awantury zarówno z nami, jak i z funkcjonariuszami polskich służb porządkowych.


Dalszy przebieg demonstracji jeszcze bardziej uwydatnił tę różnicę. Tomasz Jankowski w swoim wystąpieniu przestrzegał przed zagrożeniem powtórzenia w Białorusi „polskiego” modelu transformacji politycznej i gospodarczej. Jacek Cezary Kamiński wskazał na socjalny wymiar państwowości białoruskiej pod rządami Aleksandra Łukaszenki. Pułkownik Tadeusz Kowalczyk zwrócił z kolei uwagę na zagrożenie podżegania do wojny przeciwko Białorusi i ryzyko eskalacji takiego konfliktu. Przemówienia były rzeczowe, spokojne, wygłoszone dość eleganckim stylem – pierwsze najbardziej może „wiecowe”, drugie bardziej z ducha „akademickie”, trzecie zaś w stylu nieco gawędziarskim. Pozytywną atmosferę zbudowała dodatkowo deklaracja braku wrogości wobec protestujących przeciwko Łukaszence zarówno w Warszawie jak i w Białorusi padła z ust zarówno Tomasza Jankowskiego jak i pułkownika Kowalczyka, którzy zwrócili uwagę pozostałych zebranych, że powinniśmy tym ludziom raczej współczuć, jako zwiedzionym przez obcą manipulację i ich własny brak rozeznania politycznego.


Naszych przeciwników wyraźnie zbiło to wszystko z tropu. Nasyceni własną propagandą, spodziewali się najwyraźniej „twardej” rusofilii, zaprawionej solidną dawką antysemityzmu i dodatkowo okraszonej rynsztokowym językiem i wulgaryzmami, stanęli tymczasem wobec wystąpień rzeczowych i kulturalnych, wygłoszonych przez ludzi wyraźnie przerastających ich intelektualnie i budzących zaufanie swą powierzchownością i zachowaniem. Podobnie zresztą było z pozostałymi uczestnikami naszej pikiety, wśród których znalazły się osoby różnego wieku, różnych zawodów, z różnych miast Polski. Liberałowie próbowali z rzadka zagłuszać wystąpienia, kilka razy przerywali nawet wiekowemu już płk. Kowalczykowi, czuć było jednak że robili to z niejakim zakłopotaniem i jakby wstydząc się nieco samych siebie. Różne ich prowokacje insynuujące nam na przykład bycie „sługusami Kremla” zupełnie zaś nie korespondowały z tym co i w jaki mówili nasi mówcy – nasi oponenci dali się oszukać swej własnej propagandzie, a zderzenie z różniącą się od niej rzeczywistością wprawiło ich w wyraźną konsternację.


Zupełnie nietrafiony był zarzut antysemityzmu, choćby dlatego że jednym z języków mniejszościowych w Białorusi jest wschodni jidysz a w kraju tym mieszka do dziś co najmniej 20 tysięcy Żydów. Również ewentualne eksponowanie czynnika żydowskiego przez kogokolwiek z naszej strony nie ma sensu, bo – po pierwsze, nie tego dotyczyła demonstracja, po drugie zaś – również w Polsce forsowanie interesów żydowskich jest czynnikiem wtórnym wobec umożliwiającej to wasalnej zależności Polski od USA. Z jednej zatem strony, pamiętajmy, że gdyby ideologią państwową w Stanach Zjednoczonych AP był na przykład wojujący katolicki integryzm, to nie zmieniło by to w niczym negatywnego charakteru imperializmu tego państwa, bo to właśnie ów imperializm – oraz jego negatywne oddziaływanie między innymi na Polskę i Białoruś – jest źródłem zła, z którym walczy dziś Łukaszenko, a które piętnujemy również my. Z drugiej strony, oczywiste jest, że jeśli ktoś chciałby rzeczywiście uniemożliwić narzucanie w naszej części świata punktu widzenia i interesów organizacji i środowisk żydowskich, musiałby rozmontować mechanizmy dzięki którym jest to możliwe, mechanizmy te zaś są mechanizmami dominacji USA. Podmiotem politycznym najwyższego rzędu w tej konstelacji są więc USA a nie Żydzi i to USA są w związku z tym naszym podstawowym przeciwnikiem. Antysemicka obsesja jest rozmydlaniem tej fundamentalnej opozycji, odwracaniem uwagi od istoty stojącego przed nami wyzwania, osłabia zatem w istocie naszą stronę i jest działaniem na naszą szkodę.


Jedynym „zgrzytem” było pojawienie się w pewnym momencie grupy działaczy związanych z panami Wojciechem Olszańskim, Eugeniuszem Sendeckim i Maciejem Porębą, którzy zostali wyproszeni pikiety przez Tomasza Jankowskiego. Decyzja była o tyle zrozumiała, że pikieta zorganizowana została wedle ogłoszonej już na początku zasady nie przynoszenia symboli organizacyjnych, tymczasem panowie pojawili się w swoich organizacyjnych mundurach i obwieszeni organizacyjną symboliką. Dodatkową niezręcznością było, że symbolika ta mogła się źle kojarzyć stronie białoruskiej, której polityka historyczna niechętna jest tradycjom polskiego podziemia nacjonalistycznego. Wojciech Olszański uległ też charakterystycznemu dla siebie dość napastliwemu i agresywnemu stylowi dochodzenia swoich argumentów, toteż decyzja Jankowskiego wydaje się uzasadniona.


Sympatycznie niewątpliwie by było, gdyby wyszedł do nas ktoś z Ambasady Białorusi, nieobecność jej przedstawicieli wydaje się jednak usprawiedliwiona obawą o cześć reprezentowanego przez nich państwa białoruskiego, która mogłaby zostać narażona wobec przybycia również wspomnianych wyżej liberalnych awanturników, którzy zapewne nie powstrzymaliby się przed lżeniem i znieważaniem państwa białoruskiego i jego przywódców, a możliwe też że zaczęliby na przykład rzucać czymś w dyplomatów.


Na „liście nieobecnych” byli też jednak tacy, wytłumaczenie absencji których prowadzi do dużo mniej optymistycznych wniosków. Mam na myśli konserwatystów i prawicowców którzy przed ostatnimi wyborami prezydenckimi w Polsce zaangażowali się w kampanię Andrzeja Dudy i deklarowali głosowanie na niego, zgłaszając też często polityczny lub ideowy akces do obozu PiS-owskiego. To bardzo charakterystyczne, że nikt z identyfikujących się wcześniej jako „antysystemowi” a obecnie popierających PiS, nie przyszedł pod ambasadę Białorusi poprzeć Łukaszenkę. Choć wcześniej, starczało im energii na organizowanie pikiet poparcia dla Donalda Trumpa i paradowanie (w Polsce!) w bejsbolówkach z jego hasłem wyborczym „MAGA”. Osoby propagujące filmik „A jednak Duda” nie dały w żaden sposób wyrazu przekonaniu „A jednak Łukaszenka”. Może po prostu ich drogi z Antysystemem się rozeszły.


Walka przeciwko Systemowi wciąż jednak się toczy i będzie się toczyć. Dziś jej polem stała się sąsiednia Białoruś. My, w Polsce, w przewidywalnej przyszłości nie będziemy mieli możliwości podjęcia takiej walki. Pozostaje nam konsekwentnie robić swoje - tak wiele, jak wiele w danych okolicznościach możemy, nie oglądając się na innych, ani na sukcesy.


Ronald Lasecki






 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prawda patriarchatu

Separatyści wygrywają w Polinezji Francuskiej

Popieram akcję Grzegorza Brauna