Zamilknięcie Ameryki Łacińskiej
„To dla pani ta cisza” (hiszp. „Le dedico mi silencio”) jest ostatnią (2023) powieścią napisaną przez zmarłego 13 kwietnia 2025 roku w Limie peruwiańskiego pisarza Mario Vargasa Llosę. Autor był jedną z ikon wzrostu światowego zainteresowania współczesną literaturą latynoamerykańską w latach 1960-1970, co zyskało miano „boomu latynoamerykańskiego”. Późne echo tej mody w Polsce w latach 1990. popularyzowało tę literaturę pod nazwą „iberoamerykańskiej”. Sam Vargas Llosa w 1994 r. został laureatem Nagrody Cervantesa, w 2010 r. literackiej Nagrody Nobla, w 2021 r. został członkiem Akademii Francuskiej.
Udzielał się również jako komentator polityczny i polityk, przesuwając się od lewicy do neoliberalnej prawicy. Punktem zwrotnym, który zadecydował o zerwaniu Vargasa Llosy z marksizmem, była tzw. sprawa Padilli, czyli aresztowanie (zwolnionego po trzydziestu siedmiu dniach) przez władze kubańskie tamtejszego poety Heberto Padilli (1932-2000), potępionego za rewolucyjną nieprawomyślność (m.in. sugerował kolistość czasu zamiast idei czasu liniowo-wznoszącego - !). W kolejnych latach Vargas Llosa krytykował reżymy które uznawał za dyktatury – zarówno prawicowe (m.in. argentyński, chilijski) jak i lewicowe (m.in. rządy Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej w Meksyku, chavismo w Wenezueli). Nicią przewodnią krytyki Vargasa Llosy było zawsze „prześladowanie intelektualistów” i „totalitaryzm”, da się więc w tej krytyce dostrzec uwarunkowania subiektywne, mianowicie cechujący zazwyczaj inteligentów egotyzm.
Równocześnie Vargas Llosa popierał demokratycznych polityków prawicowo-neoliberalnych (m.in. José Maríę Aznara, Sebastiána Piñerę, Michelle Bachelet, Jaira Bolsonaro, Keiko Fujimori, Dinę Boluarte, Javiera Milei), a nawet sam bezskutecznie kandydował z takiej platformy politycznej (Movimiento Libertad) na prezydenta Peru w 1990 roku. Znane stało się jego ustąpienie z Międzynarodowego PEN Clubu w 2019 roku, gdy organizacja ta zaapelowała o uwolnienie aresztowanych w Hiszpanii przywódców katalońskiego ruchu narodowowyzwoleńczego. W wyborach prezydenckich w Peru w 2021 roku zaatakował Pedro Castillo za odmowę legalizacji aborcji i małżeństw dla homoseksualnych zboczeńców, twierdząc że Castillo jest „przeciwko nowoczesności” i „zagraża demokracji w Peru” oraz zagraża popadnięciem tego kraju w „totalitaryzm”. W 2005 r. American Enterprise Institute przyznał mu Nagrodę Irvinga Kristola za „obronę demokracji, wolnego rynku i wolności jednostki”.
W „Le dedico mi silencio” Vargas Llosa również odnosi się do problematyki politycznej: rozważa mianowicie kwestię narodową w Peru. Podmiot liryczny w osobie drugorzędnego intelektualisty i kronikarza limeńskiej música criolla Toñego Azpilcuety stawia tezę, że metyskie valsecitos, marineras, huainitos, resbalosas i tonderos, których popularność od XIX wieku rozszerzyła się na klasy niższe i wyższe, są środkiem zintegrowania zróżnicowanego majątkowo, klasowo, geograficznie, językowo i rasowo społeczeństwa peruwiańskiego. „Moim zdaniem zarówno biali, jak i Indianie powinni zniknąć, pochłonięci wszechogarniającym metysażem. Mieszanie ras powinno być wspierane na wszelkie sposoby – walc szczególnie, a kreolska muzyka ogólnie, spełniają tę funkcję, to znaczy tworzą jednolity kraj Metysów, w którym wszyscy mieszają się ze wszystkimi, i narodzi się z tego narodowa jedność łącząca Peruwiańczyków. (…) To jest to owo Peru zapowiedziane przez walce, właśnie takie, emocjonalne, lekko kiczowate, tworzone przez ludzi pozbawionych rasowych uprzedzeń” pisze Toño (s. 160-161).
Z tożsamościowego punktu widzenia wizja to cokolwiek odrażająca, tworząca bowiem ujednoliconą breję, tam gdzie wcześniej Życie kwitło w dziesiątkach form dostosowanych do warunków jego rozwoju. Wspomnijmy tutaj, że Peru to tak naprawdę trzy biogeograficzne światy nie mające ze sobą wiele wspólnego: relatywnie zamożne wybrzeże Oceanu Wielkiego, od XIX wieku wystawione jednak na ataki statków jankeskich, hiszpańskich i chilijskich; uboższa kordyliera Andów; oraz najbardziej izolowana peruwiańska Amazonia. Odrębność tych krain dobrze ilustruje fakt, że do czasu otwarcia portu lotniczego w Iquitos w 1973 roku, by dostać się do tego miasta z Limy, należało opłynąć całą Amerykę Południową, przepływając przez Kanał Panamski lub Cieśninę Magellana, następnie zaś płynąć w górę Amazonki niemal do wideł Marañón i Ukajali. Peru zachowało w tych warunkach Iquitos dzięki traktatowi granicznemu z Brazylią z 1851 roku, szczęśliwie dla strony peruwiańskiej zawartemu jeszcze przed „boomem kauczukowym” (hiszp. fiebre del caucho) z przełomu XIX i XX wieku, gdy to Iquitos przejściowo gospodarczo zintegrowało się bardziej z brazylijskim Manaus niż z resztą Peru.
W świadomości Peruwiańczyków zróżnicowanie regionalne utrwaliła Wojna Pacyfiku (hiszp. Guerra del Pacífico) z lat 1879-1884, w której koalicja peruwiańsko-boliwijska poniosła klęskę w starciu z Chile. Po pokonaniu regularnych sił peruwiańskich i zdobyciu przez Chilijczyków nadmorskiej stolicy państwa Limy w styczniu 1881 roku, opór okupantom, podczas prowadzonej w górach Campaña de la Breña, stawiały czoła (przy pomocy maczet, maczug, włóczni, kamieni i nielicznych archaicznych muszkietów) improwizowane oddziały montoneras, dowodzone przez zwanego „Brujo de los Andes” późniejszego dwukrotnego prezydenta państwa Andrésa Cáceresa (1836-1923). Faktyczną stolicą kraju i oparciem dla narodowego morale była wtedy dawna metropolia inkaska Cuzco.
Z kolei podczas peruwiańskiej wojny domowej 1894-1895, społeczną podstawą dla coalicionistas dowodzonych przez Nicolása de Piérolę (1839-1913) byli montoneras, którzy 16 marca 1895 r. przypuścili szturm Limy, po nierozstrzygniętej bitwie z wojskami rządowymi prezydenta Andrésa Cáceresa opierającymi się na ludności miejscowej, zakończony, wobec liczby ofiar sięgającej 3 000 poległych i rannych oraz groźby wybuchu w mieście epidemii od rozkładających się na ulicach zwłok, rozejmem podpisanym pod auspicjami korpusu dyplomatycznego z inicjatywy nuncjusza apostolskiego José Machciego. Choć bitwa o Limę w sensie wojskowym nie została rozstrzygnięta, doprowadziła jednak do ustąpienia oskarżanego o wyborcze oszustwo i militaryzację kraju wybranego pół roku wcześniej Andrésa Cáceresa. Wśród mieszkańców miasta wydarzenia te pozostawiły traumę „najazdu barbarzyńców”, wśród mieszkańców kordyliery zaś podbudowały poczucie siły i własnej wartości.
Geopolityczna dystynkcja na Kordylierę i tereny nadmorskie (tellurokrację i talasokrację) znalazła również wyraz w peruwiańskiej myśli politycznej. Pionier peruwiańskiej antropologii, profesor na Uniwersytecie Świętego Antoniego Opata w Cuzco, José Uriel García (1884-1965) uważał Kordylierę za żywy organizm przestrzenny, opierający się ekspansji talasokratycznej cywilizacji znad Pacyfiku. W pracy „El nuevo indio” (1930) postawił tezę, że Peru, rozszerzając się na Kordylierę, przemieniło się nie tylko demograficznie, lecz także cywilizacyjnie i duchowo, „dla ducha zaś mechaniczne prawa tracą znaczenie”. Można by powiedzieć, że Peru rozszerzone na Kordylierę, to nowa kulturosobowość, że w Peru wcielił się nowy geniusz narodowy.
Historyk i antropolog Luis Eduardo Valcárcel (1891-1987) w pracy „Tempestad en los Andes” (1927), uznał że w warunkach społeczeństwa masowego i masowych partii politycznych, rdzenne etnosy andyjskie, ze swą dziejową odpornością i sprężystością, kulturą, sztuką, językami, charakterem narodowym i ciągłością trwania, są podstawą do sformowania historycznie stabilnego narodu, tymczasem zaś mogą stać się bazą społeczną rewolucji podobnej do tych w Meksyku (1910) i w Rosji (1917).
Pionier latynoamerykańskiego marksizmu José Carlos Mariátegui (1894-1930) w swoim sławnym dziele „Siete ensayos de interpretación de la realidad peruana” (1928) twierdził że Tahuantinsuyu było dobrze funkcjonującą gospodarką socjalistyczną, którą hiszpańscy najeźdźcy zamienili na po części feudalną a po części niewolniczą ekonomikę eksploatacji: Hiszpanie nie byli „kolonami” w sensie tworzenia stabilnej gospodarki jak Anglicy w Ameryce Północnej, nie tworzyli bowiem bogactwa ani nie generowali rozwoju materialnego, lecz stworzyli nieliczny uprawiający hiperkonsumpcję dwór i biurokrację, nadzorujące eksploatację złóż srebra i złota.
W epoce wojen o niepodległość, jak pisze J. C. Mariátegui, w Ameryce Łacińskiej przeciwko Hiszpanii zbuntowała się zorientowana na Anglię burżuazja. Wzmocnić się mogła jednak jedynie w położonych na wschodnim wybrzeżu Ameryki krajach atlantyckich, z których blisko było do Europy, łatwiejszy był tam zatem handel i napływ imigrantów. Do Peru tymczasem napływali przede wszystkim Chińczycy, zatrudniani następnie na quasi-niewolniczych plantacjach, system polityczny nie stał się więc stabilną liberalną demokracją, lecz wstrząsany był ciągłymi puczami.
Zdaniem J. C. Mariátegui, w wyniku tych wszystkich procesów w Peru powstały trzy, słabo ze sobą powiązane gospodarki: talasokratyczna gospodarka regionów nadmorskich czerpiąca z handlu guanem i saletrą oraz rozwijająca sektor bankowy powiązany z kapitałem angielskim; tellurokratyczna gospodarka feudalna sierry, jak również izolowane w głębi kraju resztki wspólnotowej gospodarki rdzennych ludów kraju.
Ostatecznie, zainspirowany podczas swojej wizyty w Italii ideami Antonia Gramsciego i Georgesa Sorela, J. C. Mariátegui został zmarginalizowany w peruwiańskim ruchu socjalistycznym, co sprawiło, że ruch ten, zamiast stać się bardziej etniczny, ludowy i tożsamościowy, stał się po prostu miejscową odnogą Międzynarodówki Komunistycznej.
Śladem autora „Siete ensayos”, socjolog Hildebrando Castro (1890-1945) promował ideę kongresów rdzennych mieszkańców Andów, by ich sprzeciw wobec pasożytniczych „latifundismo” i „gamonalismo” podnieść z poziomu izolowanego lokalnie do koordynowanego na poziomie narodowym. Pisarz José María Arguedas (1911-1969) w swoich powieściach – z których większość dostępna jest także w tłumaczeniach polskich - „Yawar Fiesta” (1941), „Los ríos profundos” (1958), „Todas las Sangres” (1964) i „El zorro de arriba y el zorro de abajo” (opublikowana pośmiertnie w 1971) opisywał konflikt tradycyjnej lądowej kultury andyjskiej sierry z liberalną kapitalistyczną nowoczesnością napływającą oceanem i wdzierającą się w głąb kontynentu południowoamerykańskiego.
W pierwszej z wymienionych powieści autor opisuje działania rządu narzucającego rdzennej społeczności nowoczesną i „oświeconą” cywilizację. W drugiej wskazuje drogę secesji z zachodniej nowoczesności i buntu przeciw niej. W trzeciej zderzone zostają konserwatywny feudalizm i kapitalistyczny modernizm, wreszcie zaś zagraniczna korporacja kapitalistyczna (po stronie której staje rząd) i rdzenna społeczność wiejska. W ostatniej z wymienionych powieści, J. M. Arguedas ukazuje jak talasokratyczna liberalna gospodarka niszczy tradycyjne społeczności i spycha ich członków na dno moralnego upadku. Przekonany o niemożności przetrwania tradycyjnego sposobu życia mieszkańców wsi taranowanego walcem liberalizmu, kapitalizmu i technologii, pisarz popełnił samobójstwo.
Wracając do powieści Vargasa Llosy, to na tle wizji homogenizacji snutej przez Toñego Azpilcuetę, zwyczajnie odpychającej również na poziomie estetycznym, lepszym wariantem cywilizacyjnym wydają się nawet trzy wieki kolonialne, „z tymi wszystkimi świętymi, mszami, procesjami i religijnymi ceremoniami” (s. 216), gdy kraj pełen był „kościołów i klasztorów, procesji i mszy, w których wysiłki Hiszpanów skupiały się na szerzeniu religii katolickiej”(s. 264). Pomimo bowiem, że, jak słusznie zauważa podmiot liryczny, w katolickim imperium „Wierni, czyli wszyscy Peruwiańczycy, bardziej żyli dla śmierci niż dla życia.”(s. 264), ponadto zaś, w odniesieniu do rdzennej ludności był to po prostu system okupacyjny, instytucjonalizujący wyzysk autochtonów jako siły roboczej i rabunek skarbów ziemi, tak więc drenaż kraju z jego sił witalnych, wysysanie z niego Życia przez hiszpańską i kościelną biurokrację, to Imperio español przynajmniej było piękne.
Ciekawe, że bohater „Le dedico mi silencio” początkowo stara się zdemaskować „fałsz” imperialnego mitu Hispanidad, pytając retorycznie „Czy kiedykolwiek naprawdę istniała taka elegancka Lima, na poły andaluzyjska, na poły arabska, w której kawalerowie, jeźdźcy w ponczach z najdelikatniejszego lnu, i młode panny, zawsze śliczne, przechadzali się po Moście Westchnień albo Alei Wodnej, po drugiej stronie rzeki, albo jeździli na łąki w Amancaes, żeby kąpać się w żółtych kwiatach, w ich pięknych kształtach emanujących cudownymi zapachami. Czy też może wszystko to stanowiło całkowite zmyślenie, które to (…) często maskowało, albo wręcz przerabiało miejscową rzeczywistość, zamiast ją opisywać. (s. 151).
Vargas Llosa nie mógł utrzymać Toñego Azpilcuety w tej postawie „liberalnej ironistki”, sam bowiem swoimi utworami „zaczarował” Limę niczym Carlos Ruiz Zafón (1964-2020) Barcelonę i dziś w świadomości setek tysięcy jego czytelników Lima jest „przestrzenią literacką” wyemancypowaną czy nawet zupełnie uniezależnioną od swojej geograficznej i historycznej rzeczywistości. Dla wielbicieli prozy Vargasa Llosy realna jest Lima z rozmów snutych przez Santiago Zavalę w obskurnej chińskiej knajpie w „Conversacion en La Catedral” (1969); Lima zaludniona tłumem Balzakowskich postaci przez Pedra Camacho, której mrocznymi zaułkami i makabrycznymi sensacjami w stylu Eugène Sue i Egona Erwina Kischa fascynuje się Pascual – obydwaj nadający treść „La tía Julia y el escribidor”(1977); Lima upadłego rewolucjonisty Alejandra Mayty (1984); uniwersytecka Lima, gdzie do swojej życiowej decyzji dojrzewał neoprymitywista, animista i neotrybalista Saúl „Mascarita”Zuratas z „El hablador” (1987); wreszcie upadła moralnie i zaludniona przez mroczne postacie Lima czasów dyktatury Alberto Fujimoriego i Vladimiro Montesinosa, której ucieleśnieniem był Rolando Garro – kluczowa postać powieści „Cinco esquinas” (2016).
Toño Azpilcueta, uprawiający wcześniej w swych artykułach krytycznych racjonalistyczną dekonstrukcję mitu kolonialnego tworzonego przez pieśniarkę i kompozytorkę Chabucę Grandę (1920-1983), która valses peruanos wprowadziła do głównego nurtu kultury peruwiańskiej i światowej, „której zawdzięczamy to, że peruwiańska burżuazja przyjęła narodowy folklor” (s. 202) oraz „której Peru zawdzięcza to, iż jego ludowa muzyka wykonywana bywa na placach i podczas zabaw na całym świecie” (s. 200), przyznaje jednak w końcu że się mylił, że „Wymyślając przeszłość, (Chabuca Granda) stała się prawdziwą twórczynią historii, ta bowiem przestawała teraz być fikcyjna i stawała się rzeczywista, trafiała wszak do pamięci setek, tysięcy, a może nawet milionów ludzi na całym świecie, poznających Peru poprzez walce i pasillos, w których Chabuca opisywała tamtą wyimaginowaną Limę ze swych fantazji, snów i przesądów.” (s. 153). Prawda Mitu okazuje się zatem w końcu silniejsza niż prawda Rozumu.
Bohater powieści, tak jak jej autor, wyrasta z ducha latynoamerykańskiego modernizmu, przyprawionego duchem północnoamerykańskiego triumfującego kapitalizmu początku XX wieku (narracja „Le dedico mi silencio” obejmuje dekady 1950, 1960 i 1990), nie dostrzega więc, że autentyczne i endemiczne Życie to owe autochtoniczne „jakieś tysiąc pięćset języków, dialektów i gwar, choć niektórzy filologowie podnoszą tę liczbę aż do pięciu tysięcy, a inni podają dwa tysiące, może z małą górką.”(s. 245), w których odbijał się etniczny, regionalny i kulturowy polimorfizm Ameryki sprzed najazdu Europejczyków. Twierdzi, że ta pierwotna różnorodność populacji indiańskich była przyczyną nieustających wojen, w sposób typowy dla postchrześcijańskiego modernizmu, nie przyjmując do wiadomości, że agresja jest rewersem (kultur)osobowości (geniusza etnicznego) a Śmierć jest rewersem Życia. Toño Azpilcueta opiewa uniformizujący wpływ hiszpańszczyzny, analogicznie jak takiż wpływ música criolla. (prawdą jest też jednak, że dostrzega obiektywne wartości idioma español – że treść „pełna wyrazistych i wzruszających zdrobnień, oraz związane z nią obrazy wyrafinowanej zmysłowości i pompatyczności” (s. 297) dadzą się wyrazić tylko w hiszpańszczyźnie, byłyby zaś niewysławialne w „angielszczyźnie Anglosasów czy keuczua Inków”(tamże) – jak już tu wspomnieliśmy, tym czego z pewnością nie brakowało cywilizacji hiszpańskiej, było piękno).
Na tle rozpatrywania zagadnień politycznych Vargas Llosa wraca do swoich literackich leitmotivów, mianowicie krytycznego odniesienia się do utopii i łączenia jej z niszczącymi adeptów utopii obsesjami. Toño Azpilcueta to kolejna wersja Pedro Camacho, Alejandra Mayty, Pantaleóna Pantoji, Antônio Conselheiro z „La guerra del fin del mundo” (1981), Rogera Casementa z „El sueño del celta” (2010), Saúla Zuratasa. Wszystkie te postacie kończą jako ofiary swoich obsesji, na ruinach urojeń którym poświęcili energię produktywnych lat swego życia.
W „Le dedico mi silencio” Vargas Llosa podejmuje również powracającą już nawet w tytułach jego kolejnych utworów („La ciudad y los perros”, „La casa verde”, „Conversación en La Catedral”) dychotomię między martwą strukturą ontologiczną a Życiem, między porządkiem świata a wolą jednostki. Pogoń bohaterów peruwiańskiego noblisty za utopią przypomina nieco miotanie się bohaterów Franza Kafki, również przytłoczonych przez wszechogarniającą strukturę Kosmosu. Toño Azpilcueta przekonuje się o bezsilności sztuki w odniesieniu do utopii redefiniowania tkanki społecznej molocha społeczeństwa peruwiańskiego z jego całym zróżnicowaniem i emocjonalną i funkcjonalną nieciągłością.
Najważniejsze postacie powieści „pożarte” zostają przez swoje demony i obsesje, ich samotność, ich frenetyczne działanie, niezrozumienie z jakim się zderzają, odbijają alienację społeczeństwa peruwiańskiego, osłabianego brakiem więzi społecznych i emocjonalnych, podobnie jak bohaterowie powieści Vargasa Llosy, niezdolnego do rozwiązania swoich najgłębszych wewnętrznych konfliktów. Ten wątek również przewija się w kolejnych utworach peruwiańskiego noblisty, szczególnie w jego wspomnieniach „El pez en el agua” (1993) ale też choćby we wspominanej tu powieści „Cinco esquinas”.
Obsesją przyświecającą Toñemu Azpilcuecie jest napisanie „dzieła totalnego”- obejmującego swym zakresem „wszystko” i odpowiadającego na „wszystkie” pytania. Pomimo krytycznego stosunku Vargasa Llosy do utopii, wydaje się że ta konkretna jest stosunkowo bliska jemu samemu. Uznaje się bowiem często „Conversación en La Catedral” za udaną próbę sprostania takiemu wyzwaniu, to znaczy, za dzieło „kompletne” i „pozbawione luk”. Warto zatem zwrócić uwagę, że Vargas Llosa każe Toñemu Azpilcuecie drzeć kolejne rękopisy swego dzieła, co – jak przyznaje – sam robił z kolejnymi wersjami własnych powieści.
„Le dedico mi silencio” zawiera wreszcie pułapkę zastawioną przez pisarza na czytelnika. Narracja przetykana jest bowiem tekstem, co do którego długo nie jesteśmy pewni, czy jest pamiętnikiem muzycznym bohatera, treścią jego książki, czy wręcz może publicystycznymi wtrętami samego autora robionymi w stylu Victora Hugo (1802-1885), któremu skądinąd Vargas Llosa poświęcił osobne studium „La tentación de lo imposible. Victo Hugo y Los miserables” (2004). Dwutorowość narracji wyrasta z zastosowania zasady kontrapunktu, którą autor „Le dedico mi silencio” przejął od Gustave'a Flauberta (1821-1880), którego wskazywał jako jedną ze swoich głównych inspiracji literackich i którego powieści „Madame Bovary” (1856-57) poświęcił doskonałe studium „La orgía perpetua. Flaubert y Madame Bovary” (1975). Podobnie jak w „La fiesta del Chivo” (2000), „El paraíso en la otra esquina” (2003) i „Cinco esquinas”, Vargas Llosa prowadzi w „Le dedico...” dwie opowieści, z których jedna przewija się przez rozdziały nieparzyste a druga przez parzyste, obydwie zaś łączą się ze sobą i się nawzajem dopełniają.
Ostatnia powieść Vargasa Llosy z pewnością dopisana zostanie do listy osiągnięć literackich peruwiańskiego noblisty, choć, biorąc pod uwagę polityczną modę której sam Vargas Llosa był zresztą eksponentem, „Le dedico mi silencio” może znaleźć się w cieniu jego poprzedniej powieści „Tiempos recios” (2019), będącej krytyką okrucieństw popełnianych przez dyktaturę wyłonioną w 1954 roku z zamachu stanu w Gwatemali.
W związku z tym że nie ma już żadnych nieopublikowanych dzieł Carlosa Fuentesa (1928-2012) ani Julio Cortázara (1914-1984), zaś „En agosto nos vemos” - ostatnia powieść Gabriela Garcíi Márqueza (1927-2014) opublikowana została pośmiertnie w zeszłym roku, „Le dedico mi silencio” zamyka nurt literacki znany jako „Boom latinoamericano”. Vargas Llosa był ostatnim żyjącym jego przedstawicielem. Przypadł mu smutny przywilej wyłączenia światła i zamknięcia drzwi, co zrobił swą ostatnią powieścią, „dedykując nam swoje milczenie”, jak można by dosłownie przetłumaczyć jej tytuł. Generacja pisarzy która rozsławiła – bodaj po raz pierwszy w historii w tej skali - swój ojczysty kontynent, jego problemy i jego literaturę, zamilkła.
Ronald Lasecki
Mario Vargas Llosa, To dla pani ta cisza, Tłum. Tomasz Pindel, Wydawnictwo Znak, Kraków 2024.
Wesprzyj moją pracę analityczną
Komentarze
Prześlij komentarz