Co oznacza zwycięstwo Mai Sandu?
Historia polityczna dawnej przestrzeni imperialnej komunistycznej Rosji od co najmniej 1988 roku to w znacznej mierze próby ukonstytuowania państw narodowych w oparciu o supremację polityczną dominującego w nich liczebnie etnosu. Zorientowane na Zachód państwa narodowe w większości przypadków (z nielicznymi wyjątkami jak Serbia) budowane były przez liberalne elity jako kontrprojekty wobec radzieckiego internacjonalizmu marksistowsko-leninowskiego. Warto jednak zauważyć, że dzisiejsze, w większości antyrosyjskie nacjonalizmy krajów dawnego bloku komunistycznego w znacznej mierze możliwe stały się dzięki marksizmowi-leninizmowi, dzielącemu dawną rosyjską przestrzeń imperialną na narodowe i narodowościowe jednostki polityczno-terytorialne oparte o lud tytularny.
Koncepcje tożsamości Mołdowy
Osobliwym na tym tle przypadkiem jest Republika Mołdowy, gdzie wciąż nie została rozstrzygnięta debata na temat tego, kim są Mołdawianie oraz czy mają własną historię narodową i język. Według spisu powszechnego z 2024 roku 49,2% Mołdawian jako swój język ojczysty wskazuje „mołdawski”, choć w marcu 2023 roku Parlamentur Republicii Moldova przyjął ustawę ustanawiającą językiem oficjalnym rumuński, znosząc w ten sposób mówiące o „mołdawskim” zapisy konstytucji z 1994 roku. Podobnie rzecz ma się z nauczaniem historii w szkołach, gdzie odnośny przedmiot nazwano „historią Rumunów”, choć wielu mieszkańców kraju optuje za starą nazwą „historia Mołdawii”. W debacie publicznej, w odniesieniu do tożsamości mieszkańców kraju między Dniestrem a Prutem zderzają się trzy koncepcje.
Pierwszą chronologicznie jest „teoria mołdawska” (mołd./rum. teorie moldovenismului) etnologii radzieckiej. Wedle niej, etnogeneza Mołdawian miała polegać na wymieszaniu się na przeciągu wieków zlatynizowanej ludności dackiej z Besarabii z ludnością słowiańską (Bołochowcami) z północnego brzegu Dniestru. Propagatorem mołdawianizmu jest urodzony w 1939 roku mołdawski historyk i językoznawca Vasile Stati, autor między innymi takich prac jak głośny „Dicţionar molodovenesc-românesc” (2003) w którym wskazuje na bardziej archaiczny i organiczny charakter języka mołdawskiego w stosunku do języka „rumuńskiego”, sztucznie skonstruowanego w oparciu o dialekt wołoski i narzucanego administracyjnie po 1859 roku przez władze w Bukareszcie. Do zwolenników tej teorii należą m.in. przywódca Partii Komunistów Republiki Mołdawii (mołd./rum. Partidul Comuniştilor din Republica Moldova, PCRM) i prezydent państwa w latach 2001-2009 Władimir Woronin oraz przywódca Partii Socjalistów Republiki Mołdawii (mołd./rum. Partidul Socialiştilor din Republica Moldova, PSRM) i prezydent państwa w latach 2016-2020 Igor Dodon.
Przeciwieństwem „teorii mołdawskiej” jest teoria „jednego narodu, dwóch państw” (mołd./rum. „un popor, două state”), negująca etnojęzykową odrębność Mołdawian i uznająca ich za część rumuńskiej grupy etnolingwistycznej, legitymizująca zarazem odrębną państwowość mołdawską. Teoria ta podniesiona została w latach 1989-1991 przez liberalnych działaczy antyrosyjskiego Frontu Ludowego (mołd./rum. Frontul Popular din Moldova) celem secesji radzieckiej Mołdawii z ZSRR.
Po 1991 roku teoria ta uległa radykalizacji do postaci unionistycznej teorii „jednego narodu, jednego państwa” (mołd./rum. „un popor, un stat”). Popierana ona jest dziś w Mołdowie przez dużą część liberalnej inteligencji, uznającą Mołdawian i Rumunów za jeden naród. Postulowanym celem politycznym jest tu „Unirea” - polityczne zjednoczenie Republiki Mołdowy z Rumunią.
Berlin podejmuje grę o Mołdowę
Treść mołdawskiej debaty publicznej została jednak w ostatnich latach gruntowanie przekształcona pod wpływem Niemiec. W styczniu 2018 roku z inspiracji niemieckiego MSZ powstał pięćdziesięciostronnicowy dokument zatytułowany „Wzmocnienie spójności społecznej i tożsamości zbiorowej Mołdowy”. Było to memorandum dla rządów w Kiszyniowie, by porzuciły kryterium etnolingwistyczne na rzecz obywatelsko-państwowego. „Praktyczne zalecenia” wobec „kluczowych kwestii” sprowadzały się do tezy, że naród mołdawski może istnieć i jest legitymizowany przez sam fakt istnienia Republiki Mołdowy.
Dokument odbił się w Mołdowie głośnym echem, budząc sprzeciw większości dotychczasowych uczestników debaty nad tożsamością kraju. Dla PSRM „krzyżackie zalecenia” to podręcznikowy przykład „zachodniej ingerencji”. Da unionistów dokument Auswärtiges Amt uderzał w ideę etnicznej tożsamości oraz bliskości językowej, historycznej i kulturowej mieszkańców Besarabii i Ţara Românescă.
Berlin pod rządami Angeli Merkel do 2022 roku sprzyjał utrzymaniu Republiki Mołdowy w „szarej strefie” pomiędzy obozem atlantyckim a Rosją. Mołdowa była buforem między USA i Rosją. Berlin nie sprzyjał ani integracji europejskiej Kiszyniowa ani tym bardziej jego integracji rumuńskiej. Nierozszerzanie wpływów Zachodu na Besarabię miało uspokoić Moskwę, podtrzymując iluzję zachowania przez nią strefy wpływów w przestrzeni poradzieckiej, pomimo braku potencjału koncepcyjnego i materialnego Rosji do zachowania swoich wpływów.
Rosyjska inwazja na Ukrainę w lutym 2022 roku, a przede wszystkim obnażające słabość Moskwy jej niepowodzenie, przekonały Berlin do zmiany stanowiska. Niemcy postanowiły wypełnić próżnię polityczną, którą ukazał oczywisty od wiosny 2022 roku brak geopolitycznej sprawczości Rosji. Republika Federalna Niemiec od tej pory energicznie wsparła integrację europejską Republiki Mołdowy, starając się jednak zarazem zneutralizować w tym kraju ciągoty panrumuńskie. Mniejszymi państwami o nieugruntowanej tożsamości manipuluje się po prostu łatwiej.
Berlin postawił w Mołdowie na liberalną Partię Akcji i Solidarności (mołd./rum. Partidul Acţiune şi Solidaritate, PAS) i twarz jej przywódczyni Mai Sandu, która objęła urząd prezydenta w styczniu 2021 - na kilka miesięcy przed końcem ostatniej kadencji kanclerz Angeli Merkel. Od wiosny 2022 roku Berlin zainwestował w Mołdowie około 270 milionów euro. Unijne programy takie jak Future Leaders czy Dzień Europy finansowane są ze środków Niemieckiego Stowarzyszenia na rzecz Współpracy Międzynarodowej (niem. Deutsche Gesselschaft für Internationale Zusammenarbeit, GIZ).
Mołdawianizm obywatelski
Mołdawski projekt tożsamościowy Mai Sandu która pozostanie głową państwa do 2028 roku w zupełności odpowiada zaleceniom Auswärtiges Amt ze stycznia roku 2018. Władze w Kiszyniowie, pomimo protestów opozycji, zmieniły nazwę języka państwowego z „mołdawskiego” na „rumuński” a lekcji historii z „historii Mołdawii” na „historię Rumunów”. Maia Sandu utrzymuje jednak dystans wobec nastrojów unionistycznych, podkreślając że wprowadzane zmiany mają służyć „spełnieniu rygorów naukowych” i „zapewnieniu wiarygodności politycznej”, oczekiwanych przez instytucje w Brukseli. Gdy 27 marca w Kiszyniowie odsłonięto pomnik królowej Rumunii Marii, której obecność podczas konferencji pokojowej w Paryżu w 1919 roku umożliwiła unireę, wydarzenie to zignorowali zarówno prezydent Sandu jak i wywodzący się w jej partii premier państwa Dorin Recean.
Projekt Auswärtiges Amt, którego twarzą i wykonawcą jest w Mołdowie prezydent Sandu, nie neguje więc mołdawskiej odrębności, lecz jedynie oparcie jej na kryterium etnolingwistycznym. Nacjonalizm mołdawski w narracji liberalnej PAS ma być oparty kryteriach politycznych takich jak obywatelstwo, konstytucja, historia państwowa i instytucje Republica Moldova. Taki charakter został nadany przez „prezydentkę” tegorocznemu Marszowi Suwerenności zorganizowanemu z jej inspiracji w trzydziestą piątą rocznicę uzyskania niepodległości. Celebrowano na nim narodziny Republiki Mołdowy ale i narodu mołdawskiego. Na sztandarach Marszu były państwo mołdawskie, jego demokratyczne instytucje i obywatelski patriotyzm. Brak było natomiast jakichkolwiek odniesień do historii Besarabii i jej mieszkańców sprzed 1989 roku.
Mołdawianizm europejski
Od ponad dwóch lat na fasadzie Casa Governul w Kiszyniowie powiewa ogromny sztandar Unii Europejskiej. A to tylko najbardziej okazała z niezliczonych flag UE porozwieszanych w centrum stolicy Republica Moldova. Niebieskie barwy powiewają obok mołdawskiego tricolore na każdym wystąpieniu rządowym i prezydenckim. Prezydent Sandu i premier Recean we wszystkich swoich przemówieniach podkreślają „historyczną bliskość” Kiszyniowa i Brukseli. Integracja europejska stała się elementem procesu budowania obywatelskiego narodu mołdawskiego.
W programach nauczania historii, zgodnie z zaleceniami rządu, dzieje Mołdawian wpleciono w kontekst historii „Europejczyków”. Decyzją rządu PAS obchody zakończenia II wojny światowej przeniesiono z dziewiątego na ósmego maja. W dniu rocznicy obchodzonej w bloku radzieckim zorganizowano natomiast ze środków GIZ obchody Dnia Europy ku upamiętnieniu Deklaracji Schumana z 1950 roku.
W niemieckim projekcie wyborcze wyniki PAS, integracja europejska i budowanie obywatelskiego narodu mołdawskiego są elementami współzależnymi. Załamanie się jednego z nich musiałoby spowodować upadek dwóch pozostałych. W idealnym wariancie nowa tożsamość mołdawska powinna opierać się na zamożnym kraju, z silnymi i wiarygodnymi liberalnymi instytucjami oraz ludnością o wysokim zmyśle obywatelskim, zdolną do tworzenia wspólnoty politycznej pomimo zróżnicowania etnicznego, językowego i historycznego.
Brak oparcia dla nowego mołdawianizmu
Niemiecki plan dla Mołdowy jest projekcją tożsamości samych Niemiec, zbudowanej „od zera” po 1945 roku, na ruinach odrzuconej i zwalczanej od tego czasu historycznej tożsamości tego kraju. Mołdowa jest jednak inna niż powojenne Niemcy. Według niedawnego sondażu IMAS, 57% mołdawskich respondentów kojarzyło Maię Sandu z integracją europejską, a jedynie 4% z suwerennością narodową. Zarazem, 49% respondentów nie uważało by integracja europejska leżała w narodowym interesie Mołdawian. Budowany przez Niemcy za pośrednictwem mołdawskiego rządu związek między ideą narodową a ideą europejską nie zaistniał dotychczas w świadomości Mołdawian.
Trudno jednak o silne poczucie przynależności do państwa i wymiar obywatelski w najuboższym kraju Europy, z którego – przy 2,4 mln mieszkańców – co roku emigruje około 130 tysięcy osób. Realizacja projektu z Werderscher Markt wymaga więc „ręcznego sterowania”, którego ilustracją były „wybory” z 28 września.
Oparcie na (zachodniej) diasporze
Zacznijmy od roli diaspory, której głosy zadecydowały zwycięstwie orientacji zachodniej już w referendum konstytucyjnym z 20 października 2024 roku w sprawie możliwości integracji kraju z UE oraz w drugiej turze wyborów prezydenckich z 3 listopada tego samego roku. W obejmującej jedenaście stref czasowych Federacji Rosyjskiej, w której przebywa około 500 tysięcy emigrantów z Mołdowy, zorganizowano tylko dwa lokale wyborcze (obydwa w Moskwie), dziesięć tysięcy kart do głosowania i zakazano głosowania korespondencyjnego. Na Zachodzie utworzono za to 301 lokali wyborczych; w USA gdzie mieszka bardzo mało Mołdawian zorganizowano dwadzieścia lokali wyborczych i umożliwiono głosowanie korespondencyjne, w Italii zorganizowano więcej urn wyborczych (75) niż w Rumunii (23).
Oznacza to, że o losach Mołdowy będzie od tej pory decydować emigracja na Zachodzie, pozostająca pod wpływem zachodniej liberalnej indoktrynacji cywilizacyjnej i antyrosyjskiej propagandy. Innymi słowy, siły prorosyjskie, opierające się na wyborcach mieszkających w kraju, nie mają szans na zwycięstwo. W przewidywalnej przyszłości, pozostająca od 1812 roku w zasięgu oddziaływania Moskwy Besarabia nie stanie się ponownie rosyjska.
Granica na Dniestrze
Konsekwencją będzie polityczny rozwód Kiszyniowa z Naddniestrzem. W obecnych wyborach Centralna Komisja Wyborcza (mołd./rum. Comisia Electorală Centrală a Republicii Moldova, CEC) zmniejszyła liczbę mandatów dostępnych dla mieszkańców lewego brzegu Dniestru z 41 (w wyborach w 2021 roku) do zaledwie 12. Na dwa dni przed wyborami pięć lokali wyborczych przesunięto o kilka kilometrów, utrudniając korzystanie z nich uprawnionym do głosowania. Dzień przed głosowaniem rozpoczęto „roboty drogowe” na mostach na Dniestrze, spowalniając na nich ruch. W dniu głosowania ogłoszono z kolei „zagrożenie bombowe”, blokując całkowicie ruch na wiele godzin. W tej sytuacji,wielu zadniestrzańskich wyborców, wśród których skądinąd zdecydowanie zwyciężył prorosyjski Patriotyczny Blok Wyborczy (mołd./rum. Blocul Electoral Patriotic al Socialiştilor, Comuniştilor, Inima şi Viitorul Moldovei), wróciło do domu nie oddawszy głosu.
Na konferencji prasowej 29 września prezydent Maia Sandu stwierdziła, że chce wprowadzić „zreintegrowaną” Republikę Mołdowy „w jednym etapie” do Unii Europejskiej, jeśli jednak okaże się to niemożliwe, to możliwe jest też przystąpienie „w dwóch etapach”. Łatwo dostrzec tu analogię z „tymczasowym” rozwiązaniem w odniesieniu do podzielonego Cypru, którego grecka część (de facto angielski protektorat) została włączona do UE w 2004 roku, kontrolowana zaś od 1974 roku część północna pozostała poza Unią. W tym wariancie rzeka Nistru stałaby się elementem cywilizacyjnej limes, oddzielającej Eurazję od świata liberalnego, w wymiarze zaś lokalnym Ruski Świat od przestrzeni rumuńskiej.
„Doszczelnienie” liberalizmu
Przed „wyborami”z 28 września władze w Kiszyniowie i stojący za nimi zachodnioeuropejski blok liberalny niespecjalnie kryły się ze zwalczaniem wszystkiego, co kojarzyło im się z wpływami Rosji. Na tydzień przed elekcją kilkadziesiąt osób aresztowano w całym kraju pod zarzutem „wpływania na wybory” poprzez kupowanie za „brudne pieniądze” głosów tysięcy wyborców na rzecz partii opozycyjnych. Koordynowana przez MSW akcja stała się pretekstem do wykluczenia przez CEC na 48 godzin przed wyborami partii „Serce Mołdowy” (mołd./rum. Partidul Republican „Inima Moldovei”, PRIM) byłej baszkan Gagauzji Iriny Vlach (którą autor tego tekstu miał okazję kilka lat temu spotkać osobiście) oraz Partii Wielkiej Mołdowy (mołd./rum. Partidul Moldova Mare, PMM) byłej prokurator Victorii Fortuny.
CEC nie ma oczywiście uprawnień do arbitralnego wykreślania ugrupowań startujących w wyborach na kilkadziesiąt godzin przed głosowaniem – do tego potrzebna jest decyzja sądu. Obydwa ugrupowania wzięły więc udział wyborach, choćby przez to że ich nazwy widniały na kartach do głosowania. Środki masowego przekazu podały jednak opinii publicznej sugestię, że na napiętnowane partie nie warto głosować, gdyż ich przedstawiciele najpewniej zostaną po wyborach usunięci z parlamentu.
Również zachodni blok liberalny nie krył się ze wsparciem dla PAS, która zdobyła ostatecznie 55 mandatów w 101-osobowym Parlamentur Republicii Moldova, zapewniając sobie zaplecze dla jednopartyjnego rządu. W tym samym dniu w którym CEC ogłosiła wykluczenie PRIM z wyborów, zakaz wjazdu Iriny Vlach na terytorium swoich państw ogłosiły ministerstwa spraw zagranicznych Polski, Łotwy i Estonii. 29 września kanclerz Niemiec Friedrich Merz, prezydent Francji Emmanuel Macron i premier Polski Donald Tusk, w ramach swoistej reaktywacji „trójkąta weimarskiego”, wydali wspólne oświadczenie w którym stwierdzili, że „Społeczeństwo mołdawskie zdecydowanie wyraziło chęć przystąpienia do Unii Europejskiej”. Na 7. szczycie Europejskiej Współpracy Politycznej w Kopenhadze 2 października premier UK Keith Starmer pogratulował z kolei Mai Sandu „zwycięstwa Mołdowy, ale także wielkiego zwycięstwa Europy”.
Komplikacje dla Antysystemu
Ze strony Rosji nie pojawiły się żadne skargi na przebieg wyborów w Mołdowie, pomimo prześladowania przez władze w Kiszyniowie sojuszników Kremla w tym kraju. Moskwie wydaje się brakować siły nie tylko materialnej ale też intelektualnej i moralnej do budowy eurazjatyckiego imperium i przyjęto tam po prostu do wiadomości wyrugowanie wpływów rosyjskich z Mołdowy, analogicznie jak rugowane są one z innych krajów dawnego bloku wschodniego i byłego ZSRR.
Przebieg „wyborów” w Mołdowie z 28 września powinien nam uświadomić, po pierwsze, czym są obecne Niemcy. Autor tego tekstu jest zdecydowanym germanofilem w odniesieniu do historycznych Niemiec, nie zmienia to jednak faktu, że po 1945 roku Niemcom złamano duchowy kręgosłup a współcześnie kraj ten jest nawet nie tyle „pod okupacją” zachodniego liberalizmu, co stał się krynicą jego najbardziej destrukcyjnych form. Odzyskuje więc rację bytu koncepcja dania odporu germańskiemu „Drang nach Osten” - nie jednak przez wzgląd na to czym Niemcy były, lecz na to czym są obecnie.
Po drugie, faktem jest doszczelnienie liberalnego Systemu do formuły fizycznego zwalczania środowisk kontrsystemowych. Precedensem dla działań podjętych przez blok liberalny w Mołdowie było anulowanie 6 grudnia 2024 roku pierwszej tury wyborów prezydenckich w Rumunii oraz skazanie Marine Le Pen w marcu 2025 roku na pięcioletni zakaz ubiegania się o funkcje publiczne.
Po trzecie, łudzą się wszyscy ci, którzy liczą na pomoc Rosji lub zastraszenie liberałów groźbą działań ze strony Rosji. Od lat 1980. imperium rosyjskie ulega postępującemu rozpadowi, który objął obecnie rugowanie wpływów rosyjskich z nawet najbardziej peryferyjnych regionów dawnego ZSRR. Militarny blamaż Rosji na Ukrainie odbiera zaś Moskwie wiarygodność geostrategiczną. Kreml nie dba o wsparcie orientujących się na niego sił i w sytuacji narastania presji Systemu, pozostawia je samym sobie.
Musimy zatem uświadomić sobie, że działamy wobec silniejszego i bardziej agresywnego niż dotąd przeciwnika, nie mogąc liczyć na wsparcie naszych naturalnych sojuszników.
Ronald Lasecki
Komentarze
Prześlij komentarz