Matka Ziemia i archetyp kobiecości a Kościół katolicki



Zorganizowany w dniach 6-27 października Synod Biskupów dla Regionu Pan-Amazonii zwrócił oczy katolików w Polsce ku mało u nas znanej Ameryce Łacińskiej. Kontrowersje towarzyszące Synodowi wynikły na tle zawarcia w jego dokumencie pracy (instrumentum laboris) „Amazonia, nowe drogi dla Kościoła i dla ekologii integralnej” zagadnień inkulturacji rzymskiego katolicyzmu w tradycjach religijnych regionu, czego uwarunkowania są u nas rozumiane bardzo słabo.

Dyskusja przybrała na sile szczególnie po odprawieniu w Ogrodach Watykańskich, jeszcze przed rozpoczęciem Synodu, modlitwy w obecności przywiezionej z Peru drewnianych figurek Matki Ziemi (w języku keczua: Pacha Mamy). Figurki, umieszczone następnie w rzymskim kościele Matki Bożej Szkaplerznej in Traspontina, zostały po kryjomu wyniesione przez kilku konserwatywnych wiernych, którzy wrzucili je później do Tybru, nagranie z całego zajścia umieścili zaś na YouTube. W efekcie, papież Franciszek, jako odpowiedzialny biskup diecezji rzymskiej, poprosił o wybaczenie wszystkich obrażonych tym postępkiem.

Środowiska katolickie podzieliły się jednak zarówno na tle stosunku do opisanego incydentu, jak i do synodalnych rekomendacji (do których papież ustosunkuje się w stosownej adhortacji najprawdopodobniej do końca tego roku). Reformiści katoliccy, tacy jak posługujący w regionie Amazonii kardynał Pedro Barreto oraz przedstawiciele kleru niemieckiego, wyrazili satysfakcję z ustaleń Synodu i zapowiedzieli ich realizację również poza regionem z myślą o którym zostały powzięte. Integryści, wśród których znaleźli się m.in. brazylijski biskup José Luis Azcona Hermoso, niemieccy kardynałowie Walter Brandmüller i Gerhard Müller, jankeski kardynał Raymond Burke, kazachstański biskup Athanasius Schneider i inni, przestrzegali przed odejściem od katolickiej ortodoksji. Bardziej zniuansowane stanowisko zajęli gwinejski kardynał Robert Sarah i wenezuelski kardynał Jorge Urosa, przestrzegający przed wykorzystaniem Synodu przez liberalną frakcję w Kościele do forsowania własnego, reformistycznego programu, rozdzielając przy tym umiarkowanie pozytywnie ocenianą kwestię inkulturacji katolicyzmu w Amazonii od kwestii eklezjologicznych i misjologicznych, w których zajęli stanowisko bardziej sceptyczne.

Dyskusję można sprowadzić do ogólnego mianownika relacji między rzymskim katolicyzmem a pogaństwem. Symbolem tego były kontrowersje dotyczące figurek Matki Ziemi. Niewątpliwie rację mają krytykujący wprowadzenie Jej kultu do obrzędowości katolickiej jako odejście od katolickiej ortodoksji. Warto mieć jednak świadomość specyfiki religijności Ameryki Łacińskiej, z którego to regionu wywodzi się wszak, i którego osobliwości zatem zapewne dobrze rozumie, obecny papież Kościoła rzymskiego. Powszechnym zjawiskiem jest tam synkretyzm religijny, w ramach którego występują obok siebie (synkretyzm równoległy) lub łączone są (synkretyzm zintegrowany) religijne treści prekolumbijskie i katolickie. Literatura nazywa to zjawisko „chrystopogaństwem”, „katolicyzmem ludowym”, lub „katolicyzmem indiańskim”. Dwa najbardziej emblematyczne jego przypadki związane są z dziedzictwem dwóch największych państw prekolumbijskich – imperium Azteków i imperium Inków.

Matka Boża z Guadelupe

Najbardziej znanym przykładem jest meksykańskie sanktuarium Madonny z Guadelupe, którą Indianie nazywają Naszą Panią Tonantzin”1. Bazylika jest największym katolickim ośrodkiem pielgrzymkowym na świecie. Wzniesiona została na ruinach pogańskiej świątyni na wzgórzu Tepeyac, zburzonej przez hiszpańskich konkwistadorów. „Działający w Ameryce Łacińskiej Kościół w istotnym stopniu podlegał w tamtych czasach Koronie, co ułatwiało wprowadzenie nowej wiary, gdyż odbywało się to często przy wsparciu wojska. W Nowej Hiszpanii (tzn. w dzisiejszym Meksyku – R.L.) Indian gromadzono na placach, przedstawiano im zasady wiary i masowo udzielano chrztu. (…) Świątynie starano się burzyć w obecności Indian, wierząc, że wzbudzi to wśród miejscowej ludności przekonanie o bezsilności czczonych przez nich bogów. Na miejscu świątyń wznoszono kościoły (…), słusznie uważając, że przyczyni się to do szybszego zaakceptowania nowej religii.”2

Tonantzin, w języku nahuatl którym posługiwali się Aztekowie, oznacza Boginię-Matkę. Uważana ona jest przez wiernych za jedno z wcieleń azteckiej bogini Coatlique, czyli Matki Ziemi, będącej azteckim ujęciem uniwersalnego archetypu kobiecości. Gdy pewnego dnia na łono Coatlique opadł obłok puchu, poczuła że jest w ciąży. Wkrótce urodziła Huitzilopochtli – boga wojny i Słońca, uznawanego przez Azteków za bóstwo opiekuńcze ich ludu. Wprowadzenie przez Hiszpanów figury Maryi – Matki Boskiej która dziewiczo zaszła w ciążę, oraz zbudowanie Jej sanktuarium na miejscu dawnej świątyni Tonantzin, umożliwiło sprawną akulturację nowej wiary.

Narodziny synkretycznej religii meksykańskiej

Kwestię bolesnych narodzin synkretycznej duchowości meksykańskiej podejmuje doskonały nakręcony w tym kraju film „La Otra Conquista” (2000) w reżyserii Salvadora Carrasco. Opowiada on dzieje Topiltzina – syna cesarza Montezumy z nieprawego łoża. W maju 1520 r. udaje mu się przeżyć masakrę w Wielkiej Świątyni w Tenochtitlan, na jego oczach rozpada się jednak świat cywilizacji i wierzeń jego ludu. W sześć lat później, Topiltzin wciąż skrycie pielęgnuje w podziemiach dawnej stolicy kult Tonantzin, składając jej krwawe ofiary z ludzi. Gdy utajone miejsce kultu odkrywają Hiszpanie, Topiltzin ratuje życie jedynie dzięki oddaniu się Maryi upostaciowionej w przyniesionej przez towarzyszącego konkwistadorom misjonarza Jej drewnianej figurze, oraz – jak zaczyna wierzyć – dzięki Jej opiece i wstawiennictwu. Maryja towarzyszy następnie Topiltzinowi w przepełnionym cierpieniem „oczyszczeniu z grzechów” i „nawróceniu” go na chrześcijaństwo.

Kolejne pięć lat Topiltzin – tym razem już pod nadanym mu na chrzcie imieniem Tomása – spędza zamknięty we franciszkańskim klasztorze Naszej Jasnej Pani, pod nadzorem zakonnika poruczonego przez samego Hernando Cortésa. do czuwania nad jego wiarą. Tymczasem jednak, w Tomásie nie daje się stłamsić duch jego macierzystej rasy. Chłopak cierpi i choruje z tęsknoty za utraconą cywilizacją, ludem i światem duchowym, od których próbują odciąć go misjonarze. Matka Boska płacze nad jego losem, ale też w Jej postaci wraca do niego Tonantzin – uniwersalny archetyp Bogini-Matki. Dzieciątko spadające z rąk Maryi-Tonatzin w objęcia Tomása-Topiltzina przybiera rysy wyczekiwanego męskiego potomka przerwanego hiszpańskim podbojem królewskiego rodu Azteków. W obrzędach katolickich coraz mocniej zdają się być widoczne elementy dawnej azteckiej liturgii.

Maryja-Tonantzin obecna w drewnianej figurze która uratowała Tomásowi życie, staje się dla niego ratunkiem przed załamaniem z żalu po utraconym świecie. W złączeniu się z Matką-Ziemią chłopak widzi ostatnią szansę na uratowanie swej okaleczonej duszy, ostatni czynnik łączący go z prawdziwym światem. Na nic zdadzą się starania sprawującego nad młodym człowiekiem duchową pieczę ojca Diego – gdy figura Maryi nawiedzi klasztor Naszej Jasnej Pani, dla zamkniętego w swojej celi Tomása rozpocznie się czas jego własnej „konkwisty”. Mądry ojciec Diego nie stanie mu na drodze, bo zrozumie – katolicyzm w Indiach Hiszpańskich, by zostać przyjętym, musi wkomponować się w rodzimą perspektywę metafizyczną i wrażliwość duchową3

 

Zadanie inkulturacji przedstawia przy tym trudność raczej z powodu doktrynalnych ograniczeń ze strony europejskich misjonarzy, niż wrażliwości religijnej Azteków, w którą harmonijnie zdawał się wkomponowywać barokowy śródziemnomorski katolicyzm. „Łączeniu się obu religii sprzyjały pewne zewnętrzne podobieństwa katolicyzmu i religii prekolumbijskich. W Mezoameryce i regionie andyjskim istniały świątynie, ołtarze i wizerunki bogów, ważną rolę w społeczeństwie pełniła warstwa kapłanów odpowiedzialnych za odprawianie rytuałów i kontakt ze światem nadprzyrodzonym. Znane były pojęcie duszy, podobne do chrztu ceremonie rytualnego oczyszczenia, istniał obowiązek spowiedzi i zachowywania postów, pielgrzymowano do miejsc otoczonych kultem. Ludzie brali aktywny udział w bardzo widowiskowych ceremoniach religijnych, świat nadprzyrodzony składał się z różnych przestrzeni, istniała hierarchia bogów. Były nawet podobne symbole – monstrancja przypominała wizerunki czczonego słońca, popularne było wyobrażenie krzyża związanego z symboliką wszechświata. Nakładanie się świąt i rytuałów było łatwiejsze w Mezoameryce, gdyż cykl meteorologiczny był podobny do europejskiego. Wielkanoc to czas odrodzenia się przyrody i jednocześnie wydarzenie symbolizujące nowy początek. Nic zatem dziwnego, że niektóre tańce związane z kultami płodności oznaczające radość z nadchodzących zmian, zostały połączone z obchodami Wielkiego Tygodnia”4.

Madonna z Copacabana

Podobnie sytuacja przedstawia się w przypadku regionu andyjskiego, gdzie uniwersalny duchowy archetyp chtonicznej kobiecości manifestował się w osobie Pacha Mamy (w języku keczua oznacza to Matkę Ziemię). „Pacha Mama, Matka-Ziemia, Pani Świata, a może Pani Kosmosu, utożsamiana także z Księżycem oraz z Panną Marią, w mitologii andyjskiej i inkaskiej jest dziś postacią niezwykle ważną. Jak już wspomnieliśmy, tak ważną, że niektórzy teologowie proponują uznanie jej kultu za część andyjskiego rytu w Kościele katolickim” - pisali dwaj polscy badacze cywilizacji inkaskiej już w 2006 r.5 Jak wszystkie postacie inkaskiej mitologii, Pacha Mama jest osobą manifestującą się pod wieloma postaciami, podobnie jak chrześcijańska Maryja objawia się pod postaciami czczonych w różnych miejscach Madonn.

W Boliwii za jedną z takich manifestacji uznawana jest patronująca współcześnie temu krajowi Nasza Pani z Copacabana nad jeziorem Titicaca. Jej kalwaria i sanktuarium wzniesione zostały na miejscu dawnej inkaskiej Świątyni Słońca, utożsamiany ze Słońcem bóg Inti był zaś opiekunem ludu inkaskiego na podobnej zasadzie, jak Huitzilopochtli był opiekunem Azteków. „Na pobliskich wyspach Słońca i Księżyca w czasach inkaskich wznosiły się sanktuaria, do których przybywały tysiące ludzi. Dziś także wędrują, ale do Madonny – patronki Boliwii”6. Zachował się do dziś namalowany w XVIII w. przez anonimowego autora obraz Madonny z Cerro Rico, przedstawiający Maryję jako Matkę Ziemię; górują nad Nią Bóg-Ojciec, Syn Boży i Duch Święty koronujący ją na Panią Świata; u Jej podnóża stoją dostojnicy świeccy i kościelni oraz leży glob ziemski; „mieszka w tej Świętej Ziemi, w głębinach pod powierzchnią w trzech osobach – Ziemia Świata, Matka Świata i Księżniczka Świata. Ziemia żyje, a na niej żyjemy my wszyscy, i światowcy, i chrześcijanie. Peruwiańczycy ją pozdrawiają. Na jej powierzchni pracując, mieszkamy. Jako nasza matka nas karmi i chowa. Ale nasze matki umierają, a Ziemia nie umiera. Gdy umieramy, przepadamy w Ziemi, która nas połyka. Chowa nas jak nasza matka, jak własne dzieci. Jej włosy rosną, to trawa. To jej wełna dla zwierząt. Zwierzęta tą trawą żyją”7 tłumaczył pytany przez badaczy mieszkaniec dzisiejszej Boliwii.

Na obrazie Madonny z Cerro Rico widzimy dłonie i głowę Maryi wyłaniające się z góry, na powierzchni której pracują ludzie. Artysta zobrazował w ten sposób górniczą i rolną gospodarkę Górnego Peru z czasów imperium hiszpańskiego. To tam znajdowała się bowiem słynna kopalnia srebra Potosí, zasilająca w kruszec całe imperium. Na powierzchni góry będącej ciałem Maryi-Matki Ziemi widzimy zatem wejścia do sztolni, dymarki, ale też drogi, zwierzęta i rolników obrabiających ziemię. Pacha Mama reprezentuje pierwiastek chtoniczny, rodzi płody rolne takie jak będące na Altiplano podstawowym pożywieniem ziemniaki, ale też dzieli się z górnikami skrywanymi w swym wnętrzu bogactwami i daje schronienie – to z niej pochodzi glina, z której Peruwiańczycy wznoszą swoje domostwa. Nie wolno jedynie dotykać Jej na dzień Zwiastowania, na Świętego Jana, w pierwszych dniach sierpnia oraz na Wielki Tydzień – ze względu na to, co dzieje się wtedy z Chrystusem. Matka-Ziemia złości się, gdy dotykają ją w te zastrzeżone dni. Mężczyznę znad jeziora Urcos, który zwykł był pracować w dzień Zwiastowania, woda zabrała razem z jego bykami. Jak wszystkie bóstwa peruwiańskie, Pacha Mamę wyobraża wzniesienie górskie; „Indianie od czasów prekolumbijskich wędrują do miejsc, gdzie obecność bogów jest wyczuwalna (na szczyty gór, do jaskiń). Proszą tam bogów i świętych katolickich o deszcz i obfite plony, składają ofiary, palą świece i kadzidła. W Peru, Boliwii, Argentynie i Chile na początku sierpnia odbywa się corpachada – rytuał karmienia czczonej od tysięcy lat Pacha Mamy – Matki Ziemi”8

 

Archetyp Bogini-Matki

Widzimy zatem, że kult Matki-Ziemi obecny jest w religii latynoamerykańskiej od zawsze, analogicznie jak obecny jest w każdej naprawdę tradycyjnej religii. Na zasadzie synkretyzmu zintegrowanego lub synkretyzmu równoległego ma też swoje miejsce w katolicyzmie latynoamerykańskim od samego zarania obecności chrześcijaństwa w tym regionie świata. W najważniejszych ośrodkach cywilizacyjnych prekolumbijskiej Ameryki, najważniejsze ośrodki kultu maryjnego są zarazem ośrodkami kultu Matki-Ziemi. Pochodzący z Ameryki Południowej papież Franciszek jest zapewne tego wszystkiego świadom dużo lepiej niż urodzeni w Europie integryści katoliccy9. Wydaje się jednak, że nawet ci ostatni byliby w stanie zaakceptować kult Maryi jako Matki Ziemi, tak jak została Ona przedstawiona na omówionym wyżej obrazie. Problemem, z punktu widzenia ortodoksji katolickiej, staje się odwrócenie tej relacji i kult Matki Ziemi jako kult Maryi, tak więc sytuacja gdy pod imieniem Maryi czci się nie konkretną postać biblijną, tylko uniwersalny archetyp kobiecości.

Drewniane figurki Pacha Mamy przywiezione do Rzymu na Synod Amazoński przedstawiały Ją nie jako Maryję, lecz jako Matkę Życia i boginię Płodności, czego symbolem było dziecko ukryte w łonie i jędrne, mleczne piersi. Z osobą i chrześcijańskim wizerunkiem Maryi nie miało to wiele wspólnego, acz zapewne w opinii wielu mieszkańców Ameryki Łacińskiej znana w chrześcijaństwie Maryja jest jedną z manifestacji rozleglej pojmowanej Bogini-Matki reprezentującej uniwersalnie prawdziwy archetyp kobiecości. Dla tych wszystkich wiernych zbezczeszczenie figurek Pacha Mamy było zapewne obraźliwe i to do nich między innymi skierowane były przeprosiny papieża. A osób takich w południowoamerykańskiej ojczyźnie Franciszka wcale nie jest mało.

Mnie osobiście zdecydowanie bliższe jest takie „perenialne” podejście, w ramach którego mieści się latynoamerykański synkretyzm religijny. Na Synod Amazoński spoglądam więc z umiarkowaną sympatią, choć nie bez zastrzeżeń wyrażonych trafnie choćby przez kardynałów R. Sarah i J. Urosa. Ciekawym punktem odniesienia dla rozważania zasygnalizowanego tu problemu, mogłaby być, moim zdaniem, książka dr Clarissy Pinkoli Estés (ur. 1945) „Oswobodzenie Silnej Kobiety. Nieskalana miłość Matki Uwielbionej do dzikiej duszy”, która jest w istocie zbiorem osobistych refleksji, samodzielnie ułożonych modlitw i poezji skierowanych przez autorkę do Maryi. W swej zewnętrznej formie adresatką jest Madonna z Guadelupe, której podobiznę buduje u siebie w przydomowym ogródku autorka. C. Pinkola Estés jest jednak jungowskim psychologiem głębi, naukowo zajmującą się interpretacją mitów celtyckich, romańskich i mitologii rdzennych Amerykanów w świetle teorii archetypów. Katolicka Matka Boska nabiera więc w jej wywodzie treści znacznie głębszej niż w samym katolicyzmie: staje się uosobieniem archetypu kobiecości, konkretyzacją Świętej Bogini.
Ta Kobieca Zasada dla autorki „Biegnącej z Wilkami” przybiera postać Matki Bożej z Guadelupe. Równie dobrze może jednak być Matką Życia, Matką-Ziemią, Mokoszą, Boginią Płodności, Madonną z Copacabana lub występować pod innymi jeszcze imionami i postaciami. Jest jednością w wielości. Obecna jest w każdej przydrożnej kapliczce, w każdym domowym ołtarzyku, w każdym medalionie. To Kobiece Arche różnorodnie objawiające się różnym ludom w różnych epokach i krajach. C. Pinkola Estés widzi Ją tak, jak widział ją Topiltzin-Tomás z filmu S. Carrasco.

Interpretacja taka jest, oczywiście, co najmniej problematyczna w świetle katolickiej ortodoksji, obecność figurek Pacha Mamy w Ogrodach Watykańskich, jeśli znalazły się tam one w wyniku przemyślanej na płaszczyźnie metafizycznej decyzji, zdaje się wskazywać, że, być może, papież i przynajmniej niektórzy przedstawiciele elity watykańskiej ku takiemu rozumieniu się skłaniają. Z perspektywy tradycjonalizmu integralnego należałoby fakt taki ocenić pozytywnie.

Ronald Lasecki

1T. Walendziak, Synkretyzm religijny, [w:] M. F. Gawrycki (red), Dzieje kultury latynoamerykańskiej, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2009, s. 252
2Ibid., s. 247.
3Dziś te same zależności rozumie brazylijski kardynał Cláudio Hummes, który w maju 2019 r. powie że Amazonia potrzebuje swojego własnego Kościoła, „z twarzą amazońską, także z twarzą tubylczą”, nie zaś „europejskiego Kościoła przeniesionego do Amazonii”.
4Ibidem, s. 251-252.
5J. Szemiński, M. Ziółkowski, Mity, rytuały i polityka Inków, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2006, s. 308.
6T. Walendziak, dz. cyt., s. 252.
7J. Szemiński, M. Ziółkowski, dz. cyt., s. 308-309.
8T. Walendziak, dz. cyt., s. 252.
9Grupa ta w ogóle jest mało uwrażliwiona na subtelności symbolizmu i różnorodność kulturową – nawet w obrębie swego własnego Kościoła; gdy w 2000 r. papież Jan Paweł II sfotografowany został w Palestynie na tle krzyża Św. Piotra, również w Polsce wśród tej grupy wiernych nie brakowało głosów interpretujących ten fakt jako deklarację satanizmu ze strony głowy Kościoła.

Komentarze

  1. Przeklejeje Ci komentarze z innego miejsca; dodam jedynie,ze wydaje sie,ze takie figury powinny byly zostać egzorcyzmowane, a co do uwrazliwienia na symbolike-uzywajac krzyza sw.Piotra nalezaloby miec na uwadze takze wrazliwosc europejskich katolikow i...mozliwosci wrogiego przejecia.To jest newralgiczna sfera,w ktorej zmagaja sie byty subtelne,wieksze od mozliwosci naszego pojmowania i poza kontrolą najpieczolowiciej poslugujacych sie znakiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za uchybienia jezykowe i stylistycze,ale pisane z b.slabego sprzetu,do tego na goraco:Nie uwzgledniles zastrzezen tych,ktorzy zauwazaja,ze wykretne uzasadnienia nie wskazuja na wole utzsamienia z Bytem; no,i na, hm, zeswiecczajacy immanentyzm przedstawien nagosci,zwlaszcza tych mozliwych w kulturze zachodniej (nie wspominajac,ze byc moze jest ono obiektywnie niepozadane i zatrzymujace na nizszych rejonach bytu/warstwach swiadomosci w obliczu objawionych okolicznosci,w jakich "poznali,ze byli nadzy"poznali.Ale to raczej na dluzszy tekst...myślę,że "mleczne"w zupelnosci wystarczyło.Mysle w tym kontekście o ewangelicznym pozdrowieniu "blogoslawionego łona,ktore Cie nosiło i piersi,ktore ssales"-ale ono wyszlo jednak z ust kobiety,ktorej jeszcze nie objawia sie pelnia Kobiety-po Wniebowzieciu...temat frapujacy:sztuka swieta.synteza judeochrzescijanstwa,ktorego wytworem jest pornoia i prymitywnej zmyslowosci moze nie wystarczyc.Na Zachodzie tworzy sie za to obecnie mangowe przetworzenia Madonny,dziewczecia z atrybutami,tak jak na Wschodzie scisle "rasowe",podczas gdy Ona powinna byc i wieczna,i jednoczaca wszystkie rasy.To sie zaczelo wraz z renesansowymi Madonnami z pozujacych lukrecji,kochanek mistrzow zdjetych,a ostatecznie przegnilo w akademizmie,ktorego "wysubtelnienie"nie jest podniesiem,tylko wyostrzeniem momentu dzialania bodzca i polukrowaniem go,pociagnieciem rozowym werniksem,by tym mocniej dzialal,upupiajaco zaklinajac w puerylizmie.Protoplasta playboya.To jest zwiedzenie,symulakrum,pulapka; zupelnie nie o to chodzi w pieknie,ktore musi wiazac sie z cierpieniem zdobywania sobie wylacznosci,towarzyszeniem az do utozsamiajacego przebostwienia.Falszywa,zla sztuka jest w istocie kontrinicjacyjna."Piekno jeno grozy jest poczatkiem",jak napisal Rilke.Dodam jeszcze a propos tego,co wspomniales na fb; swieci w ekstazie ukazani w momencie fizycznego przenikniecia na wskroś łaska-ale w szatach udrapowanych,a nie w "wydobywajacych",podkreslajacych i zatrzymujacych na reakcji fizjologicznej w ciele na to dotkniecie.Podobnie z nagoscia kobieca w sztuce sakralnej (a taka powinna byc kazda sztuka de facto): sam zwracasz uwagę naturalnie na akcydens; wydobycie wiec wlasciwosci archetypu w dzialaniu zdaje sie wiec mozliwe tylko w rytualnej funkcji karmienia,ktore jakby ponownie "woaluje"owze akcydens,procz dodatkowych osłon.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Popieram akcję Grzegorza Brauna

Separatyści wygrywają w Polinezji Francuskiej

Jak nie być oszołomem