Jean Raspail: Nie ma króla bez Boga
Le
Figaro littéraire: Jak
w ogóle można być rojalistą w roku 2000?
Jean
Raspail: Rojalizm,
jak go rozumiem, nie jest stanowiskiem politycznym. Przeciwnie, jest
podejściem etycznym, filozoficznym i religijnym. Rojalizm jest
piękną i szlachetną ideą, spełniającą potrzeby tego, co w nas
najlepsze: heroizmu, poczucia sacrum i ideału.
Czy jednak
rojalizm nie jest na planie politycznym staroświecki?
Idea rojalistyczna nigdy nie ulegnie przedawnieniu, ponieważ jest
ponadczasowa. Dziś we Francji nie ma osoby wcielającej historyczną
ciągłość narodu. Myślę, że możemy kochać króla, być wierni
królowi... ale nie prezydentowi Republiki!
Czy wierzy Pan w
restaurację monarchii we Francji?
Zerwanie było zbyt długie. Ponad sto pięćdziesiąt lat minęło
od czasów ostatniego króla Francji. Król nie jest już figurą z
francuskiej imaginacji – jeśli w ogóle istnieje jeszcze
imaginacja francuska! Boskie namaszczenie, niegdyś tworzące królów,
zniknęło w zbiorowej nieświadomości. Król, dziedzic, królestwo
Francji, boski charakter władzy, sens Historii, narodowe
przeznaczenie wcielone w suwerena nie podlegającego kaprysom
powszechnego głosowania, to wszystko nic nie znaczy dla 99,5%
naszych rodaków. Francja to najbardziej zdechrystianizowany kraj
Europy. Gdzie nie ma Boga, tam nie ma króla!
A jednak życie
koronowanych głów nigdy tak bardzo nie fascynowało opinii
publicznej. Dowodzą tego sukcesy specjalizujących się w takiej
tematyce magazynów i retransmisji królewskich ceremonii w
telewizji.
Jeśli chce Pan powiedzieć, że Francuzi są nieświadomymi
rojalistami, to się Pan myli. Jeśli są tak zainteresowani życiem
koronowanych głów, może to dlatego że pozwala im się to zatopić
w marzeniach. Nie bardziej jednak, niż doniesienia o gwiazdach
filmowych. Jestem przekonany, że gdyby Henryk V uzyskał zgodę na
biały sztandar w 1873 roku1,
Francuzi wkrótce zaczęliby ten sztandar ściągać.
Czy jedną z
przeszkód w restauracji monarchii nie są sami pretendenci? Spójrzmy
na kłótnię wokół dziedzictwa linii orleańskiej...
Linia orleańska naprawdę nie ma szczęścia. Musimy jednak odróżnić
wierność suwerenowi od opinii jaką mamy na jego temat. Suweren
jest inkarnacją narodu, taki jest porządek rzeczy.
Pańska
książka „Król zza morza” dedykowana jest królowi
wyobrażonemu, Filipowi Karolowi Franciszkowi Ludwikowi Henrykowi
Janowi Robertowi Hugonowi Faramundowi de Bourbon. Dlaczego nie
któremuś z rywali pretendujących do tronu?
Nie chcę włączać się do debaty dynastycznej. Tak więc
wymyśliłem sobie Burbona hipotetycznego, symbolicznego, Burbona
będącego substytutem, do którego mam zaszczyt się zwrócić w
jego godności i sferze. To wygodniejsze. Nie grozi nam wówczas
gafa, podczas gdy w przypadku zwrócenia się do któregoś z dwóch
książąt, mogliby oni zarzucić mi mieszanie się w nie swoje
sprawy, co byłoby zresztą zgodne z prawdą. Ponadto, „Król zza
morza” to powieść. Napisałem ją, jakbym cwałował konno we
śnie.
Pierwszą poradą
jaką dał Pan temu królowi było udać się na wygnanie, zniknąć.
Dlaczego?
Zniesienie w 1950 r. prawa o banicji dało skutek w postaci
banalizacji pretendentów. Są już oni jedynie Francuzami we
Francji, pozbawionymi aureoli wyklętych. Jeśli nie będą ostrożni,
ryzykują stopienie się z tym wędrownym teatrem à la Pirandello,
z jego balami charytatywnymi, jego sponsorowanymi przyjęciami, jego
cudownymi książęcymi weselami i ich piekielną obsadą,
fryzjerami, krawcami, top modelkami, gwiazdami telewizyjnymi,
publicystami i rekinami finansjery. Mój wymarzony książę to
książę z witraża. Właśnie dlatego wybiera wygnanie. Nadaje mu
to wielkości i przywraca dystans pomiędzy duchowym a materialnym,
sakralnym a politycznym, z którego ustąpiłby, zanurzając się
nierozsądnie w nurcie życia zbiorowego.
Wyobraża Pan
sobie wszystkie rodzaje scenariuszy restauracji monarchii. Jeden z
nich zakłada wzniecenie zbrojnego powstania, które, w Pańskiej
powieści, ma miejsce 29. kwietnia 2000 roku. Nie obawia się Pan
oskarżenia o nawoływanie do przemocy?
Mój król jest pokojowy. Nie chce wojny domowej. Prowadzi
symboliczną walkę przeciw idei republikańskiej. I przypomnijmy
ponownie, moja książka jest snem.
Ktoś może
jednak podążyć śladem Pańskiego snu. Tak stało się już w
przypadku Pańskiej powieści „Sire”, gdzie wyobraża Pan sobie
namaszczenie króla Francji w Reims, w lutym 1999 r. Feralnego dnia
znalazła się tam garstka młodych ludzi, którzy wcześniej się ze
sobą nie umawiali. Chciałby Pan, by stało się tak w dniu 29.
kwietnia?
Ze swej strony, nadchodzącego 29. kwietnia będę w domu! (śmiech)
Nie obawia się
Pan zostać z tą książką pisarzem zaangażowanym?
Nie chcę grać roli pisarza rojalistycznego. Jestem pisarzem, który
jest rojalistą. O to właśnie chodzi. Nigdy nie brałem udziału w
kampanii na rzecz czegokolwiek.
Jak stał się
Pan rojalistą?
Mój ojciec był. Umiarkowanym, ale był. Do mnie to przyszło około
czterdziestki. Rojalizm wypełnił we mnie dużą pustkę. Korzystnie
zastąpił moje rosnące niezadowolenie ze sposobu w jaki Francja się
prowadzi i jest prowadzona. Na początku, był to rojalizm typu
rozumowego. Następnie,z upływem czasu, rozwinął się w coś dużo
głębszego. Wewnętrznie, było to bardzo satysfakcjonujące. Nawet,
jeśli, przyznaję, jest to trochę wieża z kości słoniowej.
Glosuje Pan?
Oczywiście. To także jednemu z moich wielkich przodków,
Françoisowi Vincentowi Raspailowi zawdzięczamy przywrócenie
głosowania powszechnego w 1848 r.
Pański rojalizm
nie jest formą dandyzmu?
Jeśli przez dandyzm rozumie Pan afirmację osoby przeciwko masie, to
tak, mój rojalizm jest dandyzmem.
Czy nie
przemawia on do Pana przede wszystkim dlatego, że to stracona
sprawa?
Proszę się zastanowić! Gdyby we Francji została przywrócona
monarchia, byłbym najbardziej lojalnym poddanym króla.
(rozm.
Sébastien
Le Fol)
Pierwodruk:
„Le
Figaro littéraire”, 13 stycznia 2000 r.
Źródło:
http://jeanraspail.free.fr/divers.htm (15.06.2020).
Tłumaczenie z języka francuskiego: Ronald Lasecki
Pierwodruk tłumaczenia: Xportal.pl
Pierwodruk tłumaczenia: Xportal.pl
1Henryk
V, wł. Henri-Charles-Ferdinand-Marie-Dieudonné
d`Artois, diuk Bordeaux, hrabia (1820-1883) – dziedzic tronu Francji, wnuk Karola X (król Francji
1824-1830). Po upadku Komuny Paryskiej i zwycięstwie monarchistów
w wyborach do Zgromadzenia Narodowego 8 II 1871 r. przybył
potajemnie do Francji, 17 X 1873 r. odrzucił jednak projekt
uchwały restytuującej monarchię, gdyż zakładała poddanie się
przez niego woli parlamentu (czyli swoich poddanych) m.in. w kwestii
zachowania trójkolorowego sztandaru narodowego w miejsce
przywrócenia białego sztandaru Walezjuszy i Burbonów ze złotymi
liliami Kapetyngów, co poskutkowało upadkiem projektu restauracji.
(RL)
Komentarze
Prześlij komentarz