Polski Ruch Antywojenny a radzieckie pomniki
Nie zamierzam się tu odnosić do samego faktu pojawienia się na profilu pana dr. Leszka Sykulskiego na Twitterze wpisów, w których zapowiedziano złożenie wieńców na grobach żołnierzy radzieckich i wyrażono im wdzięczność za wyzwolenie (?) ziem polskich od „hitleryzmu” i „banderyzmu”. Doktor Sykulski twierdzi, że włamano mu się na konto i nie były to jego własne wpisy – nie mamy żadnych przesłanek by podważać jego słowa lub by uznać je za prawdziwe, poza prywatną oceną wiarygodności ich autora, wypowiedź publiczna nie jest zaś właściwą okazją do jej dokonywania, zostawię więc ocenę wiarygodności tłumaczeń pana Sykulskiego samym naszym Czytelnikom.
Ramy teoretyczne
Zainspirowały mnie do tego komentarza natomiast słowa pana Sebastiana Pitonia, który ogłosił swoje polityczne pożegnanie z doktorem Sykulskim i koniec Polskiego Ruchu Antywojennego, zarazem zaś kontynuowanie prac nad polską doktryną emancypacyjną czy też tożsamościową (na podstawie jego własnych słów z przywoływanej wypowiedzi trudno stwierdzić, co pan Pitoń miał dokładnie na myśli). Poniżej przedstawię więc własną ocenę znaczenia polityki rosyjskiej (radzieckiej) z okresu II wojny światowej i właściwej, moim zdaniem, jej oceny, proponując zarazem matrycę pojęciowo-teoretyczną, jaką, moim zdaniem, przy budowaniu takiej doktryny należałoby przyjąć.
Pierwszym szablonem myślowym jaki proponuję zastosować do interpretacji stosunków polsko-rosyjskich jest ogólna teoria systemów. Jest ona rozwijana na gruncie wielu różnych dziedzin nauki, choć ja sam zetknąłem się z nią głównie za pośrednictwem przeczytanych jeszcze na studiach prac „Ogólna teoria systemów. Podstawy, rozwój, zastosowania” (wyd. polskie 1984) autorstwa biologa Ludwiga von Bertalanffy'ego (1901-1972) oraz „Podstawy nauk o organizacji i zarządzaniu” (1992) ekonomisty Leszka Krzyżanowskiego (1926-2005), a także przeczytanych już później prac „International Systems: Peace, Conflict Resolution, and Politics” (1975) oraz „Conflict and Defence: A General Theory” (1962) ekonomisty (i działacza pacyfistycznego) Kennetha E. Bouldinga (1910-1993).
Państwa proponowałbym zatem traktować jako systemy, tak więc jako zbiory elementów wyróżnione na określonym przedmiocie (niech to będzie np. Gumplowiczowska triada „terytorium-ludność-władza”), między którymi zachodzą porządkujące je w określony sposób relacje. W przeszłości rozpatrywano niekiedy państwa jako podlegające doborowi naturalnemu organizmy (np. w ujęciu szwedzkiego geopolityka Rudolfa Kjellena), ogólna teoria systemów, obejmująca skądinąd również organizmy biologiczne – także traktowane jako systemy, posiada jednak, moim zdaniem, większą moc poznawczą, interpretacyjną i predykcyjną.
Państwo jako system otwarty i samoorganizujący się, to znaczy oddziałujący ze swym otoczeniem i mający zdolność podnoszenia stanu swojego uporządkowania, dąży, po pierwsze, do zachowania w procesie homeostazy wewnętrznej równowagi materii i energii – tak więc do przeciwdziałania entropii, czyli naturalnemu (druga zasada termodynamiki) zanikowi struktury wyrażającej uporządkowanie elementów danego systemu i rozkład sił w jego polu, po drugie zaś, do rozwoju – tak więc podniesienia swojego uporządkowania na wyższy poziom, oraz do ekspansji – tak więc do przekształcania swojego otoczenia w dogodny dla siebie sposób, czy nawet wchłaniania jego wybranych elementów.
Kolejną teorią, przez pryzmat której proponuję interpretować stosunki polsko-rosyjskie oraz wewnętrzną politykę rosyjską to eurazjatyzm. Teoria eurazjatycka stworzona została przez międzywojennych emigrantów rosyjskich w zachodniej Europie, odnowiona zaś i rozwinięta u schyłku istnienia Związku Radzieckiego oraz już po jego upadku. Moim zdaniem, dostarcza ona nie tylko najbardziej kompleksowej interpretacji rewolucji bolszewickiej, chroniąc przed zaciemniającymi jej ogląd spiskowymi teoriami prawicy oraz paraliżem intelektualnym niesionym przez marksistowskie doktrynerstwo lewicy, ale też wskazuje najbardziej racjonalnie cele polityki rosyjskiej między innymi na kierunku zachodnim.
Proponuję wreszcie spojrzeć na stosunki polsko-rosyjskie i politykę wschodnią wobec Rosji przez pryzmat politycznego realizmu. Jako „realizm” rozumiem zaś uznanie szeroko rozumianej siły za konieczny i najważniejszy czynnik sprawczy polityki oraz wyznaczanie celów politycznych w ramach zakreślonych przez zasób sił własnych podmiotu na tle rozkładu sił w jego otoczeniu, to znaczy, wśród elementów spoza tego podmiotu, ale oddziałujących na niego lub na które dany podmiot oddziałuje.
Czy ZSRR był Rosją?
Zacznijmy zatem od tego, że choć wskazane przez pana Pitonia interesy zachodniej (w dużej mierze żydowskiej) finansjery były jednym z czynników rewolucji rosyjskiej i późniejszego utrzymania się bolszewików przy władzy, to przecież nie były czynnikiem jedynym. W miarę narastania wojny domowej w Rosji, rosło też masowe poparcie dla dyktatury bolszewików, w okresie leninowskim i stalinowskim komunistom udało się zaś skanalizować czy wręcz wykrzesać autentyczny entuzjazm społeczny, którego pamięć trwa w Rosji do dziś, podobnie jak autentyczna jest szeroka do dziś w Rosji nostalgia za czasami komunizmu.
Rosyjski Październik nie był więc jedynie, jak twierdzi prawica, zamachem stanu wspieranej z Anglii i Wall Street żydowskiej międzynarodówki (dla tej wygodniejsza byłaby przecież demoliberalna "kiereńszczyzna" a nawet liberalizujący się schyłkowy carat), sprawującej następnie dyktaturę metodami terrorystycznymi. Była to rewolucja autentycznie rosyjska, w której swoją rolę odegrały też – o czym dziś już wiemy - słowiański mistycyzm, obecny w chrześcijaństwie żydowski mesjanizm, doktryna rosyjskiej wyjątkowości (Trzeciego Rzymu), a nawet przejęta w Rosji od Niemców świadomość znaczenia organizacji i przejęta od Mongołów świadomość znaczenia silnej scentralizowanej władzy.
Po drugie, Rosję należy postrzegać jako zajmujący określoną przestrzeń geopolityczną system, który uległ zniszczeniu w czasie I wojny światowej, by osiągnąć zorganizowanie w nowej strukturze w postaci państwa komunistycznego. Zadane relacje wiążące poszczególne elementy systemu po rewolucji w większości uległy zmianie, połączone nimi elementy były jednak zasadniczo te same.
System był więc inny, działał jednak w tym samym otoczeniu wewnętrznym (przestrzeń eurazjatycka) i zewnętrznym (sąsiednie ośrodki siły) oraz organizował te same podsystemy (ludność itd.). To bardzo ważne, by zrozumieć, po pierwsze, niezmienność podstawowych celów geopolitycznych Rosji i ZSRR, po drugie zaś, fenomen pamięci po ZSRR w Rosji dzisiejszej – systemy komunistyczny i niekomunistyczne organizowały te same elementy ludzkie, stąd też pospołu identyfikowane są przez mieszkańców Eurazji jako ich własne.
Niemcy w geopolityce rosyjskiej
Przechodząc zaś do bliższych nam konkretów, to geopolityka rosyjska dyktuje tamtejszym ośrodkom politycznym imperatyw neutralizacji zagrożenia na pozbawionym naturalnych barier geograficznych Niżu Europejskim. Źródłem tego zagrożenia dla Rosji jest wyżej od niej zorganizowany superetnos romano-germański (cywilizacja zachodnia). Zagrożenie z jej strony Rosja może zneutralizować na dwa sposoby. Albo budując relacje sojusznicze z jego głównymi ośrodkami siły, albo dezorganizując go i niszcząc jego główne ośrodki siły oraz budując przeciw nim „strefę buforową” w Europie Wschodniej (Ukraina, Białoruś, Polska itd.). Od 1871 r. punktem odniesienia dla tych zasad były dla Rosji Niemcy.
U schyłku II wojny światowej w kierownictwie radzieckim absolutną przewagę miały ( w tle pojawia się pytanie czy słusznie, do czego jeszcze wrócę) oczywiście koncepcje zniszczenia niemieckiego ośrodka siły. Dla tego celu Rosjanie musieli przejść przez Polskę, co całkowicie tłumaczy fenomen „wyzwolenia”. Gdyby na drodze z Rosji do Niemiec leżały na przykład Filipiny, Rosjanie również z nich musieliby usunąć siły niemieckie zagradzające im drogę do samych Niemiec. Z kolei gdyby Polska nie leżała na drodze z Rosji do Niemiec, można by mieć wątpliwości, czy Rosjanie rzeczywiście „wyzwalali” by nasz kraj, skoro nie „wyzwalali” na przykład leżącej „nie po drodze” Norwegii.
Po wojnie Moskwa zdecydowana była odsunąć Niemcy od granic swojej przestrzeni geopolitycznej i zbudować przeciw nim bufor w Europie Wschodniej, czym tłumaczy się z kolei poparcie przez Stalina na konferencji w Poczdamie przesunięcia granic Polski na zachód oraz wysiedlenia Niemców z Europy Wschodniej. W środowiskach tożsamościowej opozycji w zachodniej Europie i we współczesnych rosyjskich środowiskach eurazjatyckich od lat wracają pytania, czy nie korzystniej byłoby dla Rosji u schyłku wojny i po jej zakończeniu raczej przyciągać do siebie Niemcy, niż je od siebie odpychać.
Faktem jest, że zarówno Stalin tuż po wojnie jak i Beria w 1953 roku dążyli raczej do zjednoczenia i „neutralizacji” Niemiec, co można tłumaczyć jako próbę ich pozyskania (w obydwu przypadkach udaremnioną przez Zachód). Mało prawdopodobne wydaje się jednak powodzenie na dłuższą metę planów Stalina czy Berii, skoro co najmniej do połowy lat 1960. w głównym nurcie debaty niemieckiej pozostawało zagadnienie odzyskania ziem straconych na rzecz Polski i powrotu wysiedlonej stamtąd ludności jako warunek normalizacji stosunków z ZSRR.
Polityka ZSRR wobec Niemiec nie była zatem do końca spójna, mieszając elementy „odpychania” i „przyciągania”, przy czym te pierwsze były zdecydowanie silniejsze, te drugie zaś – jako niespójne z tymi pierwszymi – ostatecznie się w niej nie zakorzeniły. Współcześni przedstawiciele eurazjatyzmu rosyjskiego i niemieckiej patriotycznej opozycji twierdzą przy tym, że ostatecznie źle skończyło się to dla Rosji, Niemcy zaś zakleszczyło w układzie zależności wobec USA.
Polska w geopolityce rosyjskiej
Wracając do spraw polskich, zdać sobie należy sprawę, że system radziecki, w kontekście swojego otoczenia geopolitycznego, jak każdy system współtworzony przez elementy ludzkie, był – gdyby zastosować klasyfikację systemów przedstawioną przez prof. Janusza Gościńskiego w jego pracy „Zarys teorii sterowania ekonomicznego” (Warszawa, 1977) - „systemem zachowującym się rozmyślnie”, mianowicie, zdolnym do wyboru celu spośród określonej wiązki celów (rozbicia superetnosu romano-germańskiego lub pozyskania jego kluczowych ośrodków siły) a także wyboru metod ich osiągnięcia.
Analogicznie jak w odniesieniu do Niemiec, również w odniesieniu do Polski oznaczało to „falowanie” polityki radzieckiej pomiędzy próbami pozyskania Polaków a próbami zniszczenia polskiego ośrodka siły. Możemy więc powiedzieć, że w okresie rewolucyjnego uniwersalizmu-misjonizmu i „korienizacji” w latach 1920. Moskwa starała się zbudować komunistyczną Polskę (Deklaracja Praw Narodów Rosji, Polrewkom, „Marchlewszczyzna”, „Dzierżowszczyzna”).W okresie stalinowskiej „budowy socjalizmu w jednym kraju” i rusyfikacji w latach 1930. Rosja z kolei likwidowała elementy polskie (likwidacja KPP, „operacja polska”, zabór Kresów, Katyń itd.). Z kolei w okresie schyłku II wojny światowej Moskwa wróciła do polityki propolskiej (odbudowa państwa polskiego, przyłączenie do niego ziem na zachodzie i północy).
Można powiedzieć, że system radziecki dążył do zniszczenia systemu polskiego, w celu bądź to reorganizacji tworzących go elementów w nowym systemie komunistycznym, bądź też ich wchłonięcia do własnego systemu. U schyłku II wojny światowej można też mówić o swoistej „ekwifinalności” systemu radzieckiego, dążącego do podniesienia poziomu swojej równowagi wewnętrznej już nie przez ekspansję i wchłonięcie elementów polskich ale przez ich „wypchnięcie”poza system radziecki (wysiedlenia ludności z dawnych polskich Kresów).
Wszystko to powinno naprowadzać nas na myśl, by nie starać się zrozumieć systemu radzieckiego w kategoriach „dobra” i „zła” lub „winy”, tylko w kategoriach bezosobowej logiki systemów i zachodzącego między nimi doboru naturalnego oraz w również bezosobowych kategoriach ram i imperatywów nakreślonych kształtem niezmiennej przestrzeni, będącej polem dla realizacji zmiennych układów politycznych. Rosja starała się na różne sposoby zneutralizować Niemcy i Polskę nie dlatego że jest „zła” i „agresywna” ale dlatego że tak działa dobór naturalny i takie imperatywy wymusza na Rosji jej położenie.
Określić na nowo polski kod geopolityczny
Wróćmy tu przy tym na chwilę do stosunków rosyjsko-niemieckich. Wspomniałem bowiem już kilkukrotnie, że w środowiskach wychodzących ze stanowiska eurazjatyckiego, które najcelniej wskazuje geopolityczną naturę Rosji i wymogi geopolityki rosyjskiej, obecny jest pogląd, że właściwsze byłoby pozyskanie decydujących ośrodków siły w superetnosie romano-germańskim (Niemiec, Francji), niż ich dezorganizacja.
Wychodzi się tu z realistycznej konstatacji, że Rosja nie ma dostatecznych sił, by skutecznie spacyfikować sytuację w zachodniej Europie (nie udało się jej to w latach 1815-1848), podtrzymywanie zaś tam niestabilności byłoby opieraniem polityki rosyjskiej na stanie z definicji nietrwałym. Prawda ta zazwyczaj nierozumiana jest ani w samej Rosji ani w kluczowych zachodnich ośrodkach siły, nie sprawia to jednak że przestaje być prawdą.
Realistyczna polityka polska – i tu przechodzimy do trzeciej ze wskazanych wyżej matryc interpretacyjnych – musi zatem tę prawdę uwzględniać. Żaden „myślący po niemiecku”, to jest rozumiejący geopolityczne imperatywy Niemiec, rząd niemiecki nie będzie popierał Polski przeciwko Rosji. Żaden „myślący po rosyjsku”, to jest rozumiejący geopolityczne imperatywy Rosji, rząd rosyjski nie będzie popierał Polski przeciw Niemcom. Poza, oczywiście, sytuacjami wyjątkowymi, to jest warunkami konfliktu niemieckiego i rosyjskiego ośrodków siły.
Polski kod geopolityczny, co najmniej od załamania się polskiej ekspansji na Wschodzie (rozejm andruszowski 1667 r.) i narodzin w Europie nowoczesnego układu geopolitycznego (wojna północna lat 1700-1721), jest zatem zupełnie błędny, postulując sprzymierzenie się z Zachodem przeciw Rosji lub z Rosją przeciw Zachodowi a jako największe niebezpieczeństwo identyfikując porozumienie niemiecko-rosyjskie.
W rzeczywistości, w warunkach konfliktu Zachodu z Rosją, jego polem zawsze będzie Polska funkcjonująca jako „zderzak” („przedmurze”) jednej lub drugiej strony - ze wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami. Dodatkowo, przyjmując taki imperatyw geopolityczny (skonfliktowanie Zachodu z Rosją), Polska pozycjonuje się jako dezorganizator ładu europejskiego i wojenny podżegacz.
Polski kod geopolityczny należałoby zatem określić na nowo – tym razem, dysponując rzetelną wiedzą na temat geopolitycznych uwarunkowań Europy Wschodniej. Polski ruch emancypacyjny czy też tożsamościowy o którym wspomniał w swej wypowiedzi pan Pitoń, powinien stać się ośrodkiem takiej redefinicji – będącej przecież w istocie po prostu uświadomieniem sobie ram ale też szans i perspektyw politycznych i cywilizacyjnych, stwarzanych naszej polityce przez nasze położenie. Zbliżenie rosyjsko-niemieckie byłoby dla nas szansą a nie zagrożeniem i powinniśmy stać się klamrą spinającą Wschód z Zachodem a nie wbitym między nie klinem.
Realizm u schyłku wojny
Jak zatem w ujęciu realistycznym oceniać sytuację polityczną Polaków u schyłku II wojny światowej? Po pierwsze, Polska jako system państwowo-polityczny została zniszczona w 1939 roku, a większość tego co w sensie siły materialnej przetrwało, zniszczone zostało przez Niemcy przy tłumieniu Powstania Warszawskiego i Rosję przy rozładowywaniu sił polskich zaangażowanych w Akcję „Burza”. Byliśmy więc jedynie przedmiotem, a nie podmiotem polityki. Mogliśmy starać się wykorzystywać fakty na swoją korzyść ale nie mogliśmy samodzielnie faktów kreować.
Faktem była ofensywa radziecka przeciw Niemcom poprowadzona przez ziemie polskie. Faktem były również zabór Kresów Wschodnich przez Rosję i przekazanie pod polską administrację ziem zyskanych na zachodzie i północy kosztem Niemiec. Fakty te w różnych miejscach miały różne znaczenie. W centralnej Polsce dla większej części ludności były „wyzwoleniem”, gdyż warunki życia codziennego pod okupacją niemiecką były nieporównanie cięższe niż pod władzą radziecką. Dla zaangażowanych politycznie było to jednak zarazem „zniewolenie”, gdyż Rosjanie narzucali własne komunistyczne porządki, niszcząc dotychczasowy polski system socjopolityczny. Na Kresach Wschodnich było to wysiedleniem i likwidacją tam polskości. Na ziemiach zachodnich fakty te były oddaniem Polakom pod zagospodarowanie nowego terytorium.
Można chyba z perspektywy czasu powiedzieć, że reakcja Polaków na owe fakty od jesieni 1944 roku była a większości racjonalna. AK i inne tajne organizacje Polskiego Państwa Podziemnego, dla których w systemie komunistycznym nie było miejsca, zostały rozwiązane. Szeroko włączono się w akcję powojennej odbudowy kraju i zagospodarowania nowych ziem na zachodzie i północy. Można mieć tylko wątpliwości co do postępowania Polaków na kierunku wschodnim.
Władze londyńskie odrzuciły zmiany terytorialne, nie będąc im jednak w stanie zapobiec, czego jedynym praktycznym rezultatem było usunięcie obozu londyńskiego poza ramy oficjalnej polityki w Polsce. Maruderzy podziemia zbrojnego kontynuowali niekiedy bezsensowną walkę z bronią w ręku przeciwko przytłaczającym siłom radzieckim, też nic nie osiągając.
Zarazem, podziemie zbrojne zupełnie zaniedbało kwestię osłony ludności polskiej na Kresach. Zwróćmy uwagę, że osłaniać ewakuację swojej ludności z ziem które później trafiły do Polski starały się Niemcy. Po stronie polskiej takiej kontrolowanej ewakuacji nie przeprowadzono, ponieważ nie przyjmowano samego faktu przesunięcia terytorialnego. Polskie podziemie nie zadbało też należycie o przeciwdziałanie ludobójczym zakusom Ukraińców, choć znacznie przewyższało siłą podziemie ukraińskie.
Nie nasze pomniki
Wniosek, jaki, moim zdaniem, wyłania się z takiego spojrzenia na politykę polska i stosunki polsko-rosyjskie przez potrójny pryzmat teorii systemów-eurazjatyzmu-realizmu, to, że nie powinniśmy upamiętniać zwycięstwa Rosji nad Niemcami na ziemiach polskich jako „wyzwolenia”. Po pierwsze, dlatego że nie było to zwycięstwo polskie, tylko rosyjskie. Nie ma nic złego w tym, że Rosjanie świętują swoje zwycięstwa. Wygląda jednak dziwnie, gdy rosyjskie zwycięstwa świętują Polacy.
To tak, jakbyśmy świętowali zwycięstwo Rosji we wspominanej już wyżej III Wojnie Północnej, gdzie formalnie Polacy też byli sojusznikami Rosji, generalnie jednak, nie była to nasza wojna, choć by ją wygrać, Rosja musiała pokonać Szwedów w Polsce, tak samo jak w przypadku II wojny światowej, Rosja, by ją wygrać, musiała pokonać Niemców w Polsce. Nie ma jednak żadnego powodu, byśmy odczuwali wdzięczność wobec Szwecji, Niemiec, Rosji, czy jakiegokolwiek innego państwa, za to że walczyły ze sobą w Polsce – nawet jeśli, w dawnym wypadku, zwycięstwo jednego z nich pozostawiało nam większe pole manewru w życiu narodowym i polityce, niż pozostawiłoby zwycięstwo drugiego.
Nie widzę w związku z tym sensu w składaniu przez Polaków kwiatów na grobach rosyjskich wojowników poległych na polskiej ziemi. Nie widzę też sensu w utrzymywaniu w Polsce pomników upamiętniających heroizm rosyjskich wojowników walczących na polskiej ziemi z Niemcami. Państwo polskie, prowadząc swoją politykę tożsamościową, dbać powinno o pamięć o czynach wojowników polskich a nie rosyjskich (lub jakiejkolwiek innej narodowości). Przecież choćby Ukraina nie upamiętnia polskich wojowników walczących z Rosją na jej terytorium i nie stawia pomników na przykład żołnierzom Piłsudskiego wkraczającym do Kijowa w maju 1920 roku.
Nie widzę też sensu w tym, by Polski Ruch Antywojenny bronić miał radzieckich pomników w Polsce, gdyż jest to zadanie dla rosyjskiej polityki zagranicznej a nie dla polskich partii czy ruchów politycznych. Z polskiego punktu widzenia, oczyszczenie przestrzeni publicznej z tych upamiętnień jest wręcz zjawiskiem pozytywnym, bowiem – jak napisałem wcześniej – każdy prawdziwy rząd tożsamościowy w Polsce będzie prowadził politykę historyczną upamiętniania polskich a nie rosyjskich bohaterów i wyzwolicieli.
Dodatkowo, radzieckie pomniki wpisują się w dość nieszczęśliwą dla nas perspektywę Polski jako rosyjskiego „zderzaka” przeciw Niemcom i Zachodowi, podczas gdy – jak wspomniałem wcześniej – w naszym interesie jest takie przedefiniowanie polskiego kodu geopolitycznego i takie oddziaływanie na środowisko zewnętrzne Polski, byśmy mogli być pomostem ze Wschodu na Zachód i spinającą je klamrą, a nie „przedmurzem” którejkolwiek strony przeciwko drugiej stronie.
Jeśli Polski Ruch Antywojenny miałby traktować poważnie swoją nazwę, to powinien podjąć się w swojej postulowanej przez pana Pitonia doktrynie takiego przedefiniowania polskiego kodu geopolitycznego, ponieważ bardzo ważnym czynnikiem pokoju w Europie Wschodniej byłaby zmiana postawy Polski, która powinna przestać starać się „napuszczać” Zachód na Rosję (lub odwrotnie), lecz promować zbliżenie rosyjsko-niemieckie dla dobra naszego własnego interesu narodowego i dla dobra pokoju w naszej części świata.
Ronald Lasecki
Pierwodruk: nacjonalista.pl
Komentarze
Prześlij komentarz